poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Oddech wiatru


Upłynęło wiele lat zanim Ubu i Jasność się ujawnili. Przyjechali do Salem oboje. Szósty zmysł im nakazał. Gdy jednemu z nas grozi niebezpieczeństwo pozostali to czują i nadchodzą z odsieczą. Najzabawniejsze jest to, że Aleksander i ja nie czuliśmy niebezpieczeństwa. Wiedzieliśmy, że sami jesteśmy w stanie się obronić. Choćbyśmy mieli zrobić krwawą jatkę i uciec.


Nasi goście nie byli tacy pewni siebie. Siedzieli w naszym domu w pokoju dziennym, który służył za jadalnię i salon. Przyglądali mi się z nieskrywaną ciekawością. Aleksandra już znali. Mnie jeszcze nigdy nie widzieli. Ja również im się przyglądałam. Miałam ochotę dotknąć włosów azjatyckiej piękności, bo zdawały mi się nierealne. Nie powiedziałam tego na głos.

- Po prostu to zrób. Ty nie musisz pytać o pozwolenie.
- Skąd wiedziałaś, że… a… już nieważne… Dlaczego przyjechaliście? Stało się coś?
- Ty nas wezwałaś. Poczułaś zagrożenie. Podświadomie zawołałaś o pomoc, więc… jesteśmy.
- Taka mała istota, a ma nas kiedyś…
- Ubu… nie lekceważ jej. Już teraz jest silniejsza ode mnie, więc tym bardziej od ciebie. I mała rada… nie denerwuj jej. Jest cierpliwa, ale jak się wkurzy, to lepiej zejść jej z drogi.
- Słyszałam o jej rodzinnej wiosce, słyszałam… wiedźma mi mówiła.
- Co u niej? Jak się czuje?
- Nie żyje. Zmarła krótko po waszym wyjeździe.

Czułam jakbym dowiedziała się o śmierci matki, której nigdy nie miałam. Jasność mówiła to lekkim tonem, dowiedziała się o tym dziesiątki lat temu, zdążyła się już do tego przyzwyczaić, dla mnie była to szokująca nowina. Siedziałam z otwartymi ustami i patrzyłam tępo na Jasność.

- Przed chwilą pozbawiłaś życia około dziesięciu osobom. Chyba nie chcesz powiedzieć, że tak bardzo wzruszyła cię śmierć starej wiedźmy…?

Żal, tęsknota i poczucie opuszczenia w ułamku sekundy ustąpiły miejsca wściekłości. Moja furia stała się namacalna. Tylko przekrzywiłam głowę, a Jasność spadła z krzesła trzymając się za gardło i walcząc o każdy oddech. Stałam nad nią i przyglądałam się niczym dziecko, które wyrwało musze skrzydełka i patrzy co zrobi jej ofiara. Aleksander siłą odciągnął mnie od Jasności powtarzając w kółko niczym mantrę

- Jeszcze nie teraz, jeszcze nie dziś.

Kiedy w końcu odpuściłam, Ubu pomógł wstać Jasności z podłogi.

- Uprzedzałem was. Nie wyprowadzajcie Katarzyny z równowagi. Nie radzę. Mam nadzieję, że teraz to zrozumieliście…?
- Mogłaś mnie zabić…
- Gdybym chciała cię zabić, już byś nie żyła.

Nasi goście długo nie zabawili. Stwierdzili, że jesteśmy w stanie sami się obronić, że był to fałszywy alarm i rozpłynęli się w powietrzu.

Aleksander i ja wiedzieliśmy, że nadszedł kres naszego pobytu w Salem. Kres naszego wspólnego życia. Oboje to wiedzieliśmy, ale chyba ze strachu nie poruszaliśmy tego tematu. Nie chcieliśmy się rozchodzić. Bardzo się kochaliśmy. Jednak dla własnego dobra musieliśmy to zrobić.

Zwlekaliśmy bardzo długo z decyzją o opuszczeniu miasta. Czarę goryczy przelała egzekucja pastora. Powiesili go, bo odmówił kolejnych oskarżeń o czary. Zrozumiał, że jest to czyste szaleństwo, które nie ma nic wspólnego ze sprawiedliwością i odmówił kolejnych straceń. Więc go zabili. Wieści o tym co się dziele w Salem dotarły do Anglii i wreszcie dwór raczył zareagować. Gubernator został odwołany, a miasteczko zaczęło wracać do normalności.

Zabawne jest to, że ci, którzy przestali się do mnie odzywać gdy wszystkimi siłami broniłam Marthy, teraz starali się wkupić w moje łaski. Tylko, że ja nie chciałam. Wtedy krzyczeli „spalić ją! spalić!”, a teraz oczekują, że będę z nimi wymieniać wesołe ploteczki? Miałam ochotę spalić ich domy, a ich wyrżnąć do nogi. Żałowałam, że Aleksander mnie od tego odwiódł.

Pewnej wietrznej, deszczowej nocy obudziło mnie wycie wilka. Wewnętrzny głos powiedział mi, że nadszedł czas. Aleksandra nie było w łóżku. Chciałam chociaż ostatni raz go pocałować… chociaż spojrzeć na niego… Ubrałam się nie zapalając świecy. Nie potrzebowałam tego. W nocy widziałam lepiej niż koty. Zastanawiałam się co ze sobą zabrać. Najchętniej zabrałabym wszystko z Aleksandrem włącznie… Nie zabrałam niczego.

Aleksandra nie było w domu. Pewnie poszedł na polowanie. Zostawiłam kartkę.

Za każdym razem kiedy poczujesz dotyk wiatru na twarzy, wiedz, że nadchodzę. I uwierz, kiedyś nadejdę.

Osiodłałam konia i odjechałam.


5 komentarzy:

  1. Smutno mi... Mam nadzieje, ze opowiesc mimo wszelkich zwiastunow skonczy sie pozytywnie, Katarzyna i Aleksander odnajda sie i zostana razem juz po wieki wiekow...
    Agata

    OdpowiedzUsuń
  2. Klepsydro jaki Ty masz talent :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niezaprzeczalny?
      UROKliwy?
      Pociągający?
      Uderzający?
      Odurzający?
      Pisac jeszcze, czy sobie wybierzesz?

      Pozdro
      (ten Anonim to nie ja)

      Usuń
  3. 35 year old Structural Engineer Shane Chewter, hailing from Lacombe enjoys watching movies like "Dudesons Movie, The" and Shopping. Took a trip to Abbey Church of Saint-Savin sur Gartempe and drives a Ford GT40 Roadster. mozna zajrzec tutaj

    OdpowiedzUsuń

Ludziska! Podpisywać się, bo nie lubię gadać z Anonimami!
Przepraszam za konieczność weryfikacji obrazkowej, ale bez tego dostaję dziennie 50 komentarzy spamowych.