sobota, 21 kwietnia 2012

Księga Wyjścia 22,17

W naszym życiu nastała sielanka. Pomimo ciężkiej, fizycznej pracy było nam dobrze. Społeczność wreszcie nas zaakceptowała, dostaliśmy nawet swoją ławeczkę w nowo wybudowanym kościele. Stary kościół mieścił się w prowizorycznym budynku i wreszcie został wybudowany nowy. Pastor w jednym ze swoich kazań napomknął o słabych kobietach, które potrafią z narażeniem własnego życia rzucić wszystko i biec w środku nocy ratować innych. Wszyscy wiedzieli, że mówi o mnie. To było prawdziwe wyróżnienie.


Kobietom wolno było bardzo niewiele. Popołudniami spotykałyśmy się na ogół w domu jednej z nas gdzie mogłyśmy haftować albo szyć i jednocześnie porozmawiać, czy poczytać. Jedyną lekturą, która nie wzbudzała podejrzeń była Biblia. Nad naszymi rozmowami czuwał słuchając nas z drugiego pomieszczenia mąż tej, w której domu akurat byłyśmy lub inny mężczyzna przez niego wyznaczony. Zazwyczaj był to zaufany służący albo pastor. Trzeba było uważać na słowa. Czasem nawet niewinna gadanina na temat sadzenia ziół mogła skończyć się oskarżeniem o czary. Dusiłam się w tym bagienku, ale nie miałam wyboru. Samotne życie w tamtych czasach i warunkach równało się z odrzuceniem i banicją. A tego nie chciałam. Jeszcze we mnie drzemały pokłady zwykłego człowieczeństwa. Ludzie są zwierzętami stadnymi, nie potrafią żyć samotnie. Chociaż nie… potrafią, ale nie chcą.

Jasnym promykiem tych spotkań była Martha Carrier. Mieszkała z mężem i pięciorgiem dzieci niedaleko naszego domu. Często razem wracałyśmy ze spotkań. To ona nosiła spodnie w swoim domu. Pierwsze dziecko urodziła kiedy była jeszcze niezamężna. Absolutny skandal. Podobno niemalże siłą zmusiła swojego męża do ślubu. Jej mąż był mięczakiem i nieudacznikiem. Zupełnie nie było go widać spod jej pantofla. Z jednej strony imponowało mi to, a z drugiej wiedziałam, że gdybym była na jej miejscu straciłabym szacunek do własnego męża i w końcu bym go wyrzuciła albo zabiła.

Aleksander nigdy by się nie zgodził, żebym sama zajmowała się sprzedażą naszych zbiorów, patroszeniem zwierząt, czy polowaniem. Wiedział, ze to są męskie zajęcia i nie pozwalał mi zaprzątać sobie głowy takimi sprawami. Z kolei ja nie kazałam mu nigdy myć podłóg czy gotować obiadów. To była moja działka. Lubiłam taki podział ról. Wydawał mi się taki oczywisty, wręcz naturalny. Tak mnie wychowano.

Doskonale zdawałam sobie sprawę, że jestem silniejsza od Aleksandra. Wiedziałam, że potrafiłabym skręcić mu kark samym spojrzeniem. On też to wiedział. Dlatego dziwiło go, że godziłam się z tak, jak sam to nazwał, niesprawiedliwym podziałem obowiązków. Nie rozumiał, że czując znaczną przewagę nad pozostałymi, nie musiałam nikomu udowadniać, że faktycznie jestem silniejsza. Nie czułam takiej potrzeby. To słabi muszą sobie na każdym kroku udowadniać swoją przewagę. Silni tego nie potrzebują.

Nadeszła wiosna. Piękna, wspaniała, pachnąca, ciepła wiosna. Tęskniłam za nią. Słońce tak przyjemnie grzało. Wraz z wiosną, jak co roku doszło nam obowiązków. Trzeba było zająć się polami, wyprowadzić zwierzęta na łąkę, oporządzić je, wysprzątać ich pomieszczenia. Ludzie zatrudnieni na stałe nie wyrabiali się i jak co roku musieliśmy parę osób dotrudnić. Aleksander do pomocy przy domu i zwierzętach zatrudnił Sarę Goods, starą kobietę Sarę Osborne i murzyńską niewolnicę, Titubę. One zawsze były chętne do pomocy. Nie miały swoich domów, wałęsały się po okolicy i zadowolone były jak mogły zarobić miskę zupy, pajdę chleba i posłanie w stodole.

Praca była ciężka od świtu do zmierzchu. Wieczorami spotykaliśmy się w naszym ogrodzie. Było ciepło. Z warzywnika delikatny wietrzyk przynosił zapach mokrej ziemi. Martha z dziećmi często do nas zachodziła i była mile widzianym gościem. Jej żywotność, siła woli i poczucie humoru były niezastąpione. Czasem rozpalaliśmy ognisko, piekliśmy w żarze ziemniaki, a na kijach smażyliśmy chleb. Tituba snuła czarodziejskie opowieści o kraju swego dzieciństwa. Tańczyliśmy, śpiewaliśmy, bawiliśmy się. Było nam tak zwyczajnie, po ludzku dobrze.

Nie wszystkim to się jednak podobało. Pastorowa przestała odpowiadać mi na moje pozdrowienia. Początkowo nie wiedziałam o co chodzi. Okazało się, że czuła się dotknięta, że nie zapraszamy jej na zabawy wieczorami. Tylko, że my nikogo nie zapraszaliśmy. Sami się schodzili.

Krótko później córka pastorowej zachorowała. Wiedzieliśmy, że resztki zboża w spichrzach są już niemalże niejadalne. Był już prawie maj. Podejrzewaliśmy, że właśnie od tego choruje. Nikt nie chciał nas wysłuchać. Krótko później na tą samą tajemniczą chorobę zapadła siostrzenica pastorowej. Teraz byliśmy już niemalże pewni, że to od zboża. Jednak medyk wezwany do chorych dzieci stwierdził, że ich choroba nie ma podłoża fizycznego, zatem na pewno została na nie rzucona klątwa.

Kiedy usłyszałam to pierwszy raz myślałam, że to żart i zaczęłam się śmiać. Jednak Aleksander nie żartował. Po tej diagnozie rozpętało się prawdziwe piekło. Zdążyłam już się przyzwyczaić do ciągłego szukania diabła i czarownic, ale to co wtedy się działo przerosło najgorsze koszmary senne. Aresztowania były na porządku dziennym. Aleksander i ja byliśmy bezpieczni. Potrafiliśmy się obronić w razie niebezpieczeństwa. Paradoksalnie nasza moc nas chroniła. Ograniczone umysły, zaślepione nienawiścią i chęcią zemsty za wyimaginowane przewinienia nie rozumiały tego wcale. Logika została zakopana w grobie razem z pierwszą ich ofiarą.

W połowie czerwca ta krwawa farsa miała swoje apogeum. Skazano Marthę. Błagałam ją, żeby przyznała się, że jest czarownicą, wtedy była szansa, że jej nie powieszą. Nie zgodziła się. Dwoje jej najmłodszych dzieci Thomasa i Sarę, zmuszono torturami, żeby złożyły zeznania przeciwko matce. Przyznały, że Martha uczyła je czarów. Nikogo nie interesowało, że przerażone, głodne, bite, przypalane rozżarzonym żelazem dzieci przyznałyby się do wszystkiego. To był gwóźdź do trumny Marthy.

Sara Goods i Sara Osborne również zostały stracone. Tituba jako jedyna przyznała się, że jest czarownicą. Mimo to została stracona. Była tylko niewolnicą. Gdyby była wolna, pewnie pozwolono by jej żyć.

Egzekucja odbywała się na głównym placu Salem. Aleksander nie pozwolił mi tam iść. Jednak wiedział, że go nie posłucham. Musiałam tam być. Musiałam pomóc tym ludziom odejść. Wiedziałam, że nie jestem w stanie opanować tego szaleństwa, ale dam tym ludziom lekką śmierć. Chociaż tyle mogłam dla nich zrobić.

Wtedy to zrozumiałam. Zrozumiałam, że nie zawsze odbierając komuś życie krzywdzi się go. Czasem to przysługa. Pojęłam siłę swojego przekleństwa. Zrozumiałam, że już nigdy moje życie nie będzie takie jak kiedyś. Wreszcie to pojęłam. Dotarło do mnie, że muszę odejść od Aleksandra. Muszę to zrobić dla jego dobra. Kiedyś może zabraknąć mi odwagi, sił i determinacji, żeby go przeprowadzić na drugą stronę. A wtedy skrzywdzę go bardziej niż teraz odchodząc od niego.

Jako pierwszy został stracony Giles Corey. To był sędziwy starzec, który odmawiał przyznania się do winy. Został zaduszony na śmierć pod ciężkimi głazami.

Sara Goods i Sara Osborne były kolejne. Powieszono je. Kiedy na szafot weszła Martha tłum zafalował. Wszyscy bardzo ją lubili. Pochodziła z rodziny pierwszych osadników. Była silna i niezależna. To dlatego ją sądzono. Była zagrożeniem dla panujących konwenansów. Miałam ochotę wejść tam i zrobić porządek. Swój porządek, niczym Vlad Palownik. Aleksander chwycił mnie za ramię i wyszeptał

- Wiesz, że nie możesz tego zrobić.
- Wiem, ale chcę.
- Nie możesz.

Dałam wszystkim lekką i szybką śmierć. Nie bali się. O to zadbał Aleksander.

Kiedy stałam cicho ze zwieszoną głową po egzekucji podszedł do mnie z lewej strony jakiś niewolnik. Zwrócił na siebie moją uwagę, bo był bardzo barwnie, wręcz krzykliwie ubrany. Aleksander otoczył mnie ramieniem i mieliśmy już odejść z miejsca kaźni. Czułam w powietrzu silne wibracje. Myślałam, że to pozostałość po śmieciach tylu osób. Niewolnik chwycił mnie za rękę. Zaskoczył mnie. Wręcz zszokował. Spojrzałam na jego twarz. Z twarzy czarnej niczym heban patrzyły na mnie błękitne oczy.

- Ubu…
- Poznałaś mnie. Musimy porozmawiać.


8 komentarzy:

  1. To były czasy.. nie dla mnie.. chyba bym też skończyła na szubienicy...

    Dzieje się, dzieje... a tytuł? też bardzo tajemniczy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj katolicy, katolicy... To biblia jest -

      http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=72

      sprawdzić Księga Wyjścia 22,17. Pozdrawiam

      Usuń
    2. ihihihihihi...
      (pardon za ten chichocik rodem z "The Crypt Tales" ;>)
      I to mnie zawsze totalnie niszczy w tym "katolickim" narodzie.. Baba w tiwi, która na pytanie "czyj żywot portretują Drzwi Gnieźnieńskie?" dostaje kurzego oka i duka "ee, nie wiem?.."; chłopina w teledurnieju, na pytanie "ilu było ewangelistów?" odpowiadający radośnie "dwunastu!", i tak dalej, i tak dalej..
      A apostaci siedzą w kącie i rechoczą w kułak - oni wiedzą, bo wszak wroga trzeba poznać, by chociażby wiedzieć, z czym się walczy };>

      Usuń
  2. normalnie ciarki mnie przeszly.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wprowadzilas historyczne postacie, no coz nie na dlugo.

    Barbara

    OdpowiedzUsuń
  4. Niektorzy z nas wiedza, ze to biblia... :) Sprawdzilam cytat, ale chyba powinno byc 22,18?
    Agata

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozne zrodla podaja albo 22, 17 albo 22, 18. Nie do wiary, ze nawet biblia biblii nierowna! Ale cytatu nie zdradze, niech inni sobie poszukaja! ;))
    Agata

    OdpowiedzUsuń
  6. 23 yr old Executive Secretary Boigie Hassall, hailing from Shediac enjoys watching movies like Euphoria (Eyforiya) and Writing. Took a trip to Al Qal'a of Beni Hammad and drives a Ferrari 275 GTB/C Speciale. Zobacz wiecej tutaj

    OdpowiedzUsuń

Ludziska! Podpisywać się, bo nie lubię gadać z Anonimami!
Przepraszam za konieczność weryfikacji obrazkowej, ale bez tego dostaję dziennie 50 komentarzy spamowych.