środa, 4 kwietnia 2012

Przebudzenie

Ranek przywitał mnie słońcem. Wstawałam z przyjemnym łaskotaniem w brzuchu na myśl, że zjem śniadanie z Aleksandrem. SAMA z Aleksandrem! Siłą powstrzymywałam się od podśpiewywania z radości.

Jednak nie dane było mi zjeść posiłku z Aleksandrem. Służąca podając mi chleb poinformowała mnie, że jaśniepan Aleksander wyszedł krótko po kolacji i do tej pory nie wrócił. Zaskoczyło mnie to. Zastanawiałam się dokąd poszedł nocą. I po co? Pomyślałam wtedy, że pewnie poszedł do jakiejś dziewczyny we wsi albo w którymś dworze. Przed samą sobą nie chciałam się do tego przyznać, ale zrobiło mi się niesamowicie przykro. Jakbym straciła kogoś bliskiego. Sama siebie wyzywałam w myślach od idiotek. Czego się spodziewałaś? Że poleci na wdowę jak ma do wyboru całe stada pięknych i młodych panien? I tak było mi przykro. Odechciało mi się jeść. Jak za dawnych czasów nie spięłam włosów i niemalże biegiem poszłam do domu wiedźmy. Nie było nikogo, kto mógłby mnie za to uderzyć albo wyzwać.


Wiedźma siedziała przed chatą i przelewała miód z wiadra do słoja. Przy niej czułam spokój. Niczego się nie bałam. Czułam się bezpiecznie. Usiadłam na stołku i jadłam podaną pajdę chleba z miodem. Był pyszny. Ściekał mi po palcach.

Oblizując palce opowiadałam wiedźmie o swoich kłopotach. Zdziwiło mnie, że wiedźma w ogóle się nie przejęła. Może nie zdziwiło. Raczej zasmuciło. Tak jakby jej przestało zależeć na mnie. Po chwili pogłaskała mnie po głowie i powiedziała, żebym już o tym nie myślała, że wszystko już załatwione i nikt nie będzie więcej mnie niepokoił. To mnie jeszcze bardziej zaskoczyło. A to był dopiero początek.

Odgarniając firankę zawieszoną w drzwiach chaty, ze środka wyszedł przeciągając się Aleksander. Patrzyłam raz na niego, raz na wiedźmę i zastanawiałam się co on tu robi. Aleksander niczym się nie przejmując usiadł na drugim zydelku obok mnie i odebrał mi nadgryzioną pajdę chleba z miodem. Zjadł ją z apetytem, chwycił dzban mleka, który stał na stoliczku i upił kilka sporych łyków.

- Nie patrz tak. Chyba nie sądziłaś, że tak to zostawię.
- Tak sądziłam. Przecież mi obiecałeś…
- Obiecałem ci, że nic nie powiem twojej rodzinie. I słowa dotrzymam.
- Co im zrobiłeś?
- …
- Aleksander… powiedz mi co im zrobiłeś!

Uśmiechnął się szelmowsko i poszedł w stronę rzeki. Wiedźma też nie chciała mi nic powiedzieć. Nawet tego skąd go zna i co robił u niej w chacie. Patrząc mi prosto w oczy stwierdziła, że nie mam zadawać pytań, na które nie chcę otrzymać odpowiedzi. Zrozumiałam to dużo, dużo później.

Wróciłam do dworu. Służba patrzyła na mnie ze strachem i nikt nie śmiał mówić przy mnie nawet szeptem. Aleksander wrócił jakąś godzinę po mnie i poszedł spać. Jego osoba wywoływała wręcz paniczny strach. Panna służąca nalewając wino do jego kielicha przy kolacji nie potrafiła opanować drżenia rąk.

- Aleksander, żądam odpowiedzi. Co żeś zrobił tym ludziom, że tak się ciebie boją?
- Nic. Grzecznie poprosiłem, żeby dali ci spokój. Jak widać skutecznie.

Następnego dnia pojechałam konno na zwiady. Musiałam na własne oczy się przekonać co się stało. Wioski, przez które przejeżdżałam nie były przychylnie do mnie nastawione. Wszyscy chowali się w domach. Na mój widok żegnali się i pluli za siebie. Jakbym co najmniej była wiedźmą.

W dworze najstarszego z braci mojego zmarłego męża zostałam przyjęta z przesadną grzecznością. Mój szwagier był uniżony. Wręcz błagał mnie, żebym zapomniała o jego wcześniejszych słowach, a gdybym miała jakiekolwiek problemy, to bez zastanowienia dała mu znać, a on mi pomoże. Kiedy zapytałam skąd taka zmiana w jego nastawieniu, uśmiechnął się szeroko i nic nie powiedział. Chyba był przekonany, że to ja nasłałam na niego Aleksandra. Niczego się nie dowiedziałam. Jedynie zauważyłam w ich oczach strach. Bali się. Bali się mnie.

Wracałam wieczorem. Szwagier oddał mi swój powóz, żebym nie musiała wracać w siodle. Myślałam, że bał się o swoich ludzi nie o mnie. Bał się, że ktoś mnie zaatakuje, a wiedźma albo Aleksander się zemści, dlatego dał mi kryty powóz. Tak myślałam. Bardzo się myliłam. Och, jak bardzo…

Ujechaliśmy zaledwie kawałek, kiedy powóz się zatrzymał. Po dłuższej chwili zaczęłam się niecierpliwić, więc wyjrzałam chcąc dowiedzieć się powodu tak długiego postoju. Staliśmy na rozstajnych drogach, przy wielkim drewnianym krzyżu, w połowie trasy pomiędzy dworem mojego szwagra, a wioską. Konie zniknęły, a na koźle nikt nie siedział. Chciałam wysiąść, ale drzwi od powozu były zatrzaśnięte. Nie mogłam ich otworzyć. Poczułam dym. Dostawał się szparami w podłodze powozu. Dusił mnie i gryzł w oczy. Spanikowałam. Zaczęłam szarpać klamkę i krzyczeć. Nikogo nie było w pobliżu. Nikt mnie nie słyszał i nikt nie chciał pomóc.

Dym coraz bardziej mnie dusił. Jęzory ognia zaczęły lizać deski podłogi, wyłazić szparami usiłując dosięgnąć moich sukien. Było mi duszno. Było mi gorąco. Sądziłam, że to już koniec. Wtedy spokojnie usiadłam. Mój oddech przestał być spazmatyczny. Spłynął na mnie spokój. Przestałam czuć dym. Gorąc mi nie przeszkadzał. Zamknęłam oczy. Czułam w sobie niesamowitą moc. Czułam wyładowania energii wokół siebie. Podobnie jak na słonecznej łące przed burzą.

Nie musiałam nic mówić, wystarczyło, że pomyślałam o otwartych drzwiach, żeby odskoczyły od powozu jakby co najmniej para koni je wyrwała. Powoli i dostojnie wysiadłam. Wystarczyło jedno spojrzenie na dwór mego szwagra, by stanął w płomieniach. Słyszałam ich wrzaski. Nie mogli otworzyć drzwi. Odwróciłam się i skierowałam w stronę wioski. Przechodząc obok kolejnych chat widziałam jak stają w płomieniach. Wszystkie zabudowania. Nawet się nie zatrzymałam. Wśród wrzasków paniki, płaczu, modlitw i nawoływania pomocy przeszłam całą wioskę i weszłam do lasu.

26 komentarzy:

  1. O kurde!!! To się nazywa: mieć wejście :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyżby pakt z diabłem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Magia nie ma nic wspólnego z diabłem. Wiedźmy na ogół to osoby niewierzące w Boga. Nie można nie wierzyć w Boga i jednocześnie wierzyć w diabła, to się wyklucza. Według Biblii To Bóg stworzył diabła, więc jak może istnieć coś stworzone przez kogoś nieistniejącego?

      Usuń
    2. I kto tu sie powoluje na Biblie? ;-)))

      Usuń
    3. Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z absurdalności swojej wypowiedzi? Odrobina logiki i się gubimy? A gdzie jest mowa o diable? Gdybyśmy dywagowali o Zeusie, to powoływałabym się na mitologię grecką, gdyby mowa była o wyglądzie foki, to powoływałabym się na atlas zwierząt, itd, itp...

      Usuń
    4. Odrobina logiki? Prosze bardzo:
      1.Biblia nie jest dla Ciebie autorytetem
      2.Wg. Biblii Bog stworzyl Diabla
      ergo: Nie jest dla Ciebie pewne, ze Bog stworzyl Diabla.
      facit: Diabel moze/moglby istniec bez pomocy Boga.

      Usuń
    5. 1. Dzieci z Bullerbyn też nie są dla mnie autorytetem, ale jak chcę deliberować na temat Lasse, to powołam się na tą książkę. Podobnie ma się rzecz z atlasem zwierząt i mitologią grecką. W Biblii narodził się diabeł, to czym mam się podpierać o nim mówiąc? Przewodnikiem po florze i faunie lasów deszczowych? Autorytety nie mają tu nic do rzeczy. Mówiąc o Bogu, czy diable mam na myśli postać fikcyjną. Tak jakbym opowiadała o Ani z Zielonego Wzgórza.
      2. Dla mnie jest pewnym, że diabeł nie istnieje, podobnie jak Bóg. W powieści pod tytułem Biblia jest napisane jak główny bohater tworzy diabła. W zasadzie nie miał takiego zamiaru, ale dał mu wolną wolę i rozum, więc koleś to wykorzystał. Inne powieści zapożyczają postać diabła z Biblii. Diabeł nie może istnieć bez Boga. Jeżeli uważasz, że tak, to wyjaśnij mi jakim cudem.

      Usuń
  3. I o to chodziło! Czytam z zapartym tchem! Dziękuję.. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. no, no warto było czekać :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Super!! Nie mogę się doczekać dalszego ciągu...

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo mnie zaskoczyłaś!
    Nie mogę doczekać się dalszej części...
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. A niech mnie......... nie napisze diabli wezmą bo, a nuż by sie sprawdziło.
    Jagoda

    OdpowiedzUsuń
  8. No i to się nazywa "oderwanie od szarej rzeczywistości" :) Bardzo mi się to podoba:))) Pozdrawiam ciepło:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Rewelacja :). czekam na ciąg dalszy:):)
    Monia

    OdpowiedzUsuń
  10. Będzie się działo! Czekam na więcej :)
    Sylwana

    OdpowiedzUsuń
  11. Niezle! Czekam na wiecej!
    Tylko taki maly chochlik, usilujacy wszedzie doszukac sie logiki, zastanawia sie jakim cudem Katarzyna nie poczula lub uslyszala, ze konie zostaly wyprzegniete, a woznica zwial. :)
    Agata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jechałaś kiedykolwiek powozem? Ja jechałam. Był lepiej wygłuszony niż dzisiejsze mercedesy.

      Usuń
    2. Przyznaje, ze w zyciu nie jechalam! I bije sie w piersi ze skrucha! ;))
      Agata

      Usuń
  12. Jutro wyjeżdżam na kilka tygodni... Zamierzałam odciąć się od "cywilizacji", ale chyba z powodu Twojego opowiadania ... Klepsydro... zakupię jakiś mobilny internet... Kasia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla takich reakcji, to aż chce się pisać :) Dzięki :)

      Usuń
  13. Klepsydro , Ty to masz talent!!!

    OdpowiedzUsuń
  14. Wesolych Swiat dla Wszystkich. I wiecej takich opowiadan Klepsi.

    OdpowiedzUsuń
  15. Dla wszystkich czytelników opowiadań Klepsydry najlepsze życzenia świąteczne, a dla samej autorki oprócz życzeń zdrowia i szczęścia to jeszcze odrobinki magii i natchnienia, cobyśmy mogli więcej czytać :) Z mokrymi pozdrowieniami Halina

    OdpowiedzUsuń
  16. Wszystkiego najlepszego na te wiosenne święta, dużo zdrówka, pogody ducha i samych radosnych chwil w gronie rodziny Halina

    OdpowiedzUsuń
  17. Klepsydro!

    Kiedy można się spodziewać kolejnego opowiadania?
    Czekam ruski rok... i ani widu, ni słuchu.
    Poczekam do następnego roku. :)

    Pozdrawiam!

    Nie dziewczyna.

    OdpowiedzUsuń
  18. Klepsydro żyjesz? Jak powodem Twojej nieobecności jest radosna wiosna z przyległościami to ok:)) Ale daj chociaż znać:) Pozdrawiam ciepło:)

    OdpowiedzUsuń

Ludziska! Podpisywać się, bo nie lubię gadać z Anonimami!
Przepraszam za konieczność weryfikacji obrazkowej, ale bez tego dostaję dziennie 50 komentarzy spamowych.