niedziela, 15 kwietnia 2012

Rodzinne strony

Śpiew skowronków. Słońce rozgrzewające moje leniwe myśli. Delikatny wietrzyk pieszczący moje odkryte ramiona. Rosa na moich bosych stopach. Zapach trawy i polnych kwiatów. Wspomnienia beztroskiego dzieciństwa, mojego dzieciństwa, ukazywały się jedno po drugim. Dobre wspomnienia. Mój zawsze uśmiechnięty ojciec. Mój złotowłosy brat. Mój wspaniały brat. Jego obraz był w moich myślach wyidealizowany do granic absurdu. Tęsknota to zrobiła. On jeden jedyny kochał mnie za to, że byłam.


Dwór, do którego przyjechałam był zamieszkany przez jego pra, pra, prawnuki. Już przy powitalnej kolacji wszystkich zadziwiło moje uderzające podobieństwo do ich ciotecznej pra, pra, prababki, która uśmiechała się z obrazu wiszącego w jadalni. To był portret ukochanej siostry dziadka Jana, która zginęła w pożarze dworu swego szwagra. Przekazy rodzinne mówią, że nikt nie przeżył tego pożaru, a Jan opłakiwał ją aż do śmierci.

To był mój portret. A ja nie tylko nie zginęłam w tym pożarze, ale sama go wznieciłam. Tylko, że oni o tym nie wiedzieli. A ja nie mogłam im tego powiedzieć. Jan nigdy mnie nie zdradził. Utrzymał moją tajemnicę do śmierci. Zagwarantował mi alibi. Miał nadzieję, że wrócę prędzej.

Podawałam się za daleką kuzynkę. Bardzo, bardzo daleką, z bardzo dalekiej koligacji, dawno zapomnianej. Musiałam wymyślić kilka osób, rzekomo wspólnych przodków. Byłam już tak wprawiona w wymyślaniu przeszłości, że rodzina mego brata uwierzyła od razu.

Będąc gościem we dworze obeszłam wszystkie znane mi zakątki. Odwiedziłam chatę za wsią. W zasadzie tam poszłam zaraz jak przyjechałam. Stara wiedźma nie żyła już długie lata. Jej chata zapadła się niemalże do ziemi. Nikt nie śmiał tam nawet przechodzić, gdy tylko zmierzch zapadał. Wszyscy bali się tego miejsca, uznając je za nawiedzone. Wymyślano niestworzone historie o strzygach kręcących się dookoła chaty.

Nadal lubiłam tam być. Nawet po tylu latach czułam tam obecność wiedźmy. Oczywiście odradzano mi tam jeździć. Wystarczyło, że jeden ze stajennych zobaczył, że tamtędy przechodzę, a ruszył galopem z odsieczą. Rozbawiło mnie to. I rozrzewniło. Młody chłopak starał się mnie uchronić przed złym, nie zdając sobie nawet sprawy, że w promieniu kilkuset kilometrów nie ma niczego bardziej niebezpiecznego niż ja sama we własnej osobie. Całe lata koczowniczego życia nauczyło mnie jednak używania mocy tylko w ostateczności.

Ludzie nie rozumieją. A to czego nie rozumieją staje się dla nich złem. A zło starają się zniszczyć. Rozumiałam ich. Kiedyś byłam bardzo do nich podobna. Do czasu aż nauczyłam się panować nad swoją mocą uważałam ten dar za przekleństwo. Za klątwę. Może nadal tak było, tylko nauczyłam się z tym żyć.

Podobnie było z moją śmiercią. Śmiercią, którą przeżyłam. To wspomnienie zacierało się coraz bardziej. Wysiedliśmy ze statku. Aleksander prowadził mnie do powozu, który miał nas zawieźć do klasztoru, gdzie mieliśmy nocować. Napastnik pojawił się nie wiadomo skąd. Podbiegł do mnie, zerwał mi z płaszcza złotą broszę i chciał uciec. Chwyciłam go za rękę nie chcąc oddać drogiej ozdoby. Nim Aleksander zdążył zareagować, złodziej dźgnął mnie nożem i uciekł. Myślałam, że to już mój koniec. I tak szczerze to był mój koniec.

Obudziłam się w drewnianej, śmierdzącej chacie na brzegu morza, gdzie rybacy trzymali sieci. Byłam zawinięta w płaszcz Aleksandra. Czułam na sobie metaliczny zapach krwi. Aleksander siedział spokojnie na małym stołku oparty o ścianę, a przed nim na odwróconej drewnianej skrzynce leżał talerz z jedzeniem. Ależ byłam głodna… Wpychałam do ust wielkie kawały zimnego mięsa nie przejmując się etykietą.

- Co się stało? Tam w porcie… co tam się właściwie stało…?
- Umarłaś.

9 komentarzy:

  1. Świetne,codziennie zaglądam po nowe opowiadanko :) malgosia131377@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne...!:) I chcę jeszcze więcej!
    /M.

    OdpowiedzUsuń
  3. Z każdym odcinkiem coraz bardziej wyostrzasz apetyt na to opowiadanie. Z nim jest jak z ciastkiem, wystarczy że o nim pomyśle już mi ślinka do pasa wisi, a jak czytam...
    Pozdrawiam Ela

    OdpowiedzUsuń
  4. Każdy odcinek sprawia że chcę więcej..czytam wszystko z takim zapałem a gdy już dojdę do końca zawsze wydaje mi się, że tak jakoś strasznie mało tego było, więc czytam jeszcze raz i jeszcze raz..

    A codziennie jak mam trochę czasu albo chociaż przerwę między zajęciami to powstrzymuje się, żeby nie sprawdzać co 5min czy już jest coś nowego dodane..po prostu magia

    Pozdrawiam Ania i czekam na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękne. Mam takie małe pytanko: nie piszesz czaem o sobie Klepsydro?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet stojąc na płonącym stosie bym się do tego nie przyznała... :)

      Usuń
    2. A co z balonem na wino, bo czekam i czekam i... ?

      Usuń
    3. O balonie opiszę na Onecie, ale póki co tam jest Sajgon z Kambodżą i nic nie idzie publikować. Czekam aż się tam coś wyjaśni albo przeniosę tamten blog gdzie indziej.

      Usuń
    4. Przenieś. Nie ma co czekac. Tylko podaj adres ;)

      Usuń

Ludziska! Podpisywać się, bo nie lubię gadać z Anonimami!
Przepraszam za konieczność weryfikacji obrazkowej, ale bez tego dostaję dziennie 50 komentarzy spamowych.