Brnąc po kostki w śniegu z daleka zobaczyła swój samochód
pokryty wielką, białą czapą. Po odgarnięciu śniegu musiała skrobać szyby. Gruba
warstwa lodu nie chciała ustąpić. W akcie desperacji polała go płynem do
spryskiwaczy. Nic to nie dało, było nawet gorzej. Dłonie zrobiły jej się sine z
zimna. Rękawiczki zostały w Honolulu, nie wiedziała nawet gdzie dokładnie. Na
rajskiej wyspie z pewnością komuś się przydadzą…
Wsiadła do samochodu trzęsąc się cała z zimna. I pomyśleć, że zaledwie wczoraj chodziłam
boso po plaży.
Rozcierała zgrabiałe dłonie i usiłowała uruchomić silnik. Jak na złość nie
chciał odpalić. Samochód stał tydzień na mrozie, nic dziwnego że zastygł. Kiedy
była już skłonna zawołać taksówkę wreszcie zaskoczył. Wyjechała z parkingu. W
połowie drogi do domu zorientowała się, że przecież ona nie ma już domu. Dokąd ja w zasadzie jadę? Dlaczego nie
poszłam do hotelu? Po co w ogóle wsiadałam do tego samochodu? Siła
przyzwyczajenia. Skoro jestem już prawie pod domem… Kiedyś trzeba ustalić co
dalej, dlaczego nie teraz?
- Boże, jak się cieszę, że przyjechałaś do domu!
- Dawno nikt nie nazywał mnie bogiem. Witam. Gdzie
Mateusz?
- Mateusz jest u mamy. Nie chce mnie znać. Powiedziałem mu
prawdę… Matka w zasadzie mnie zmusiła. Dała mi wybór albo ja mu powiem, albo
sama to zrobi.
- To uczciwe, nie sądzisz?
- Taaa… Zerwałem wszystkie kontakty z nią, zwolniłem ją z
pracy…
- Adam… mnie to już nie bardzo interesuje…
- Co mam zrobić, żebyś uwierzyła, że oprócz ciebie nie
kocham nikogo innego? Zrobię wszystko co tylko zechcesz.
- Ja chciałam tylko ciebie. Nic więcej.
- Przecież nadal mnie masz… Madziu…
- Adam, drażnisz mnie. Przyjechałam tylko ustalić co dalej
z Mateuszem. Ale jak widzę sprawa sama się rozwiązała pod moją nieobecność. Ty
wystąpisz do sądu o rozwód, czy ja mam to zrobić?
- Rozwód…?
- A czego się spodziewałeś? Tortu i fajerwerków? … Dobrze,
ja wystąpię. Nie wiem kiedy mam następny lot. Grafik zobaczę dopiero jutro. W
czasie mojej nieobecności Mateusz będzie u Teresy, jeżeli nie chce być we
własnym domu. A teraz jadę do nich. Stęskniłam się.
Za Adamem też się stęskniła. Uświadomiła to sobie jak
tylko go zobaczyła. Nie powiedziała jednak tego na głos. Miała ochotę wtulić
się w jego silne ramiona, poczuć jego oddech we włosach i o wszystkim
zapomnieć. Chciała mu opowiedzieć o awarii Cesny, o Andrzeju, o Ethanie, o
Willu, nawet o Danielu. Chciała znów mieć się z kim śmiać. Tak bardzo jej tego
brakowało. Zamiast tego wstała z fotela i sprężystym, zdecydowanym krokiem
ruszyła do wyjścia.
- Jeden błąd skreśla całe nasze małżeństwo? Te wszystkie
szczęśliwe lata? Naszą rodzinę?
- Trzeba było pomyśleć o tym wcześniej.
- Już mnie nie kochasz? Tak po prostu?
- Kocham cię. Ale ci nie ufam. A bez tego nie mogę
zaproponować ci nawet przyjaźni.
Mateusz rzucił się w jej wyciągnięte ramiona niczym
pocisk. Jak bardzo za nim tęskniła. Teresa wyciągnęła ciasto i sparzyła kawę.
- Mateusz, a od kiedy ty kawę pijesz?
- Wolałabyś, żebym żłopał tanie wino z kolegami w jakiejś
bramie?
- Nie.
- No właśnie. Ja też muszę się jakoś odstresować. To mój
sposób.
- Pfff… To jakbyś popijał gorący rosół, żeby się
ochłodzić…
- Mamooo…
- Dobrze, już dobrze…
- Tata mi powiedział.
- Wiem, mówił mi.
- Co teraz zrobimy? Gdzie będziemy mieszkać?
- Ty możesz mieszkać gdzie zechcesz. Możesz zostać w domu…
- NIE CHCĘ!
- Daj mi dokończyć. Możesz mieszkać z tatą, możesz
mieszkać z babcią i możesz mieszkać ze mną.
- Oczywiście, że z tobą, tylko gdzie?
- Na razie mieszkam w hotelu przy lotnisku. Dopóki nie
wynajmę jakiegoś mieszkania, będziesz mieszkał z babcią albo u taty.
- W życiu! Będę mieszkał z babcią.
- Magda, ty też możesz tu mieszkać. Dom jest duży.
Pomieścimy się.
- Dzięki Teresa, ale nie chcę. Nie gniewaj się. Wolę
mieszkać u siebie. No, powiedzmy, że u siebie.
- Rozumiem. Zawsze byłaś taka samodzielna. Adam w
porównaniu z tobą był niezgułą. Zawsze się zastanawiałam co w nim widzisz.
Wiem, to mój syn, ale bądźmy szczerzy…
- Kochałam go. Nadal go kocham. Dlatego to tak boli.
- Mamo, co do mieszkania ustaliliśmy, ale co dalej?
- A co byś chciał?
- Szczerze?
- Jak na spowiedzi.
- Najchętniej to bym się spakował i wyjechał jak najdalej
stąd.
- A koledzy? Dziewczyny?
- Kolegów można mieć wszędzie. Dziewczyny też.
- Dobrze. Pomyślimy. Niedługo ferie, wezmę jakiś fajny lot
i zabiorę cię ze sobą.
- Naprawdę?! Naprawdę?! Obiecujesz?!
- Obiecuję. A teraz jadę do hotelu. Muszę się wykąpać i
przespać. Padam z nóg. Mam jeszcze piasek z Hawajów we włosach.
- Szczęściara… Przyjdź jutro na obiad. Zrobię twoje
ulubione zrazy.
- Przyjdę obowiązkowo. Dzięki Teresa. Za wszystko.
Z samego rana poszła do biura lotniska. Wszyscy uciekali
od niej wzrokiem i nikt nie chciał z nią rozmawiać. Oficjalne, krótkie
pozdrowienia i uciekali. Było to dla niej wielkim zaskoczeniem, bo była lubianą
osobą i nigdy z czymś takim się nie spotkała. Sekretarka podała jej grafik ze
strachem w oczach.
Wściekła weszła do gabinetu swojego szefa. Bez pukania.
Weszła i trzasnęła drzwiami z impetem.
- O… witam… Miło cię…
- Możesz mi to wyjaśnić? Gdzie są moje loty? Dlaczego moje
trasy są oddane innym pilotom? Mam ci pokazać dokument z twoim podpisem, że
jestem odwieszona?
- Nie denerwuj się. Usiądź.
- Na razie jestem spokojna! Niebywale spokojna! Za chwilę
dopiero mogę się wkurzyć! Wyjaśnisz mi to?!
- Nie jesteś zawieszona. Ale zrozum… nie mogę dać ci
twoich tras dopóki nie skończy się dochodzenie… To nie ode mnie zależy…
- To od kogo? Powiedz kto to ustala, to pójdę do niego i
zapytam! Grzecznie, qrwa, zapytam!
- Magdalena… opanuj się…
- Jestem opanowana. Na razie. To jest rozpiska na cały
miesiąc. To jak długo jeszcze mam być uziemiona? Dochodzenie może skończyć się
za pół roku, a może za rok, a może jeszcze dłużej!
- Nie wiem Magda. Naprawdę nie wiem. Mam takie wytyczne.
Pensję dostaniesz normalną, nie denerwuj się. Będziesz miała dłuższy urlop…
Odpoczniesz…
Magda usiadła w fotelu. Patrzyła na swojego szefa jak na
robaka. Kiedy jej potrzebował, to podpisałby nawet cyrograf, żeby ją skłonić do
pomocy. Kiedy ona czegoś potrzebowała jedyną jego odpowiedzią było „nie ode
mnie zależy”, „nie mogę”. Zamknęła oczy. Musiała się uspokoić, bo emocje
zaczynały brać górę, a tego bardzo nie lubiła. Nie potrafiła wtedy trzeźwo
myśleć. Trzy głębokie wdechy. Przywołać coś miłego na myśl. Plaża. Ciepły
piasek. Wodospad. Mały samolocik. Najchętniej
to bym się spakował i wyjechał jak najdalej stąd.
Otwarła oczy. Wyprostowała się. Znów była sobą. Już
wiedziała co ma robić. Powolnym ruchem odpięła z kieszonki munduru swoje
skrzydła, które otrzymała kiedy dostała tą pracę. Przytrzymała je w ręce.
Pogładziła palcami. I zdecydowanym ruchem, bez słowa rzuciła na biurko swojego
przełożonego.
Więcej proszę :)bo nie mogłam się doczekać na ten odcinek i teraz czuję niedosyt ;) ale wiem że wszystko w swoim czasie :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, ze Adam okazał się gentlemanem i załatwił sekretarce inną pracę - choć to i lafirynda, ale zawsze nieładnie by było...
OdpowiedzUsuń