Przesłuchanie nie miało końca. Wciąż i wciąż powtarzała to
samo. I nikt jej nie wierzył. Nawet jej adwokat, siwiejący starszy pan z
dobrotliwym uśmieszkiem, który tylko nieznacznie tuszował wredność charakteru.
Po wysłuchaniu jej wersji zdarzeń powiedział jej tylko, że jest tak długo
niewinna, dopóki nie udowodnią jej winy, a jego w tym głowa, żeby nie
udowodniono. Z jego słów i zachowania wynikało jasno, że nie wierzy w ani jedno
słowo, ale i tak będzie ją bronił.
W totalnym otępieniu i szoku została zaprowadzona do celi.
Przedtem musiała oddać wszystkie rzeczy osobiste. Była przerażona. Cela była
dość dużym pomieszczeniem z drewnianymi ławkami. Nie było tam pryczy,
wywnioskowała więc, że jest tam tylko chwilowo. Razem z nią przebywały tam inne
kobiety. Ze strojów i zachowania rozpoznała kilka prostytutek, jakieś
złodziejki złapane na gorącym uczynku i jakąś kobietę, która wyglądała na
kloszardkę. Doborowe towarzystwo…
nie ma co…