środa, 31 października 2012

Rocznica





Rocznica. Rocznica ślubu. Jej ślubu. Ślubu z Adamem. Adam zawsze pamiętał o tej dacie. Zawsze miał jakąś miłą niespodziankę dla niej. Zawsze.

Kiedy emocje po awanturze już opadły Magdalena postanowiła się pogodzić z Adamem. Jaka data nie byłaby lepsza niż rocznica ich ślubu? Małżeństwa już na pewno nie uda się uratować, nie chciała tego, ale dlaczego nie mogą zostać przyjaciółmi? W końcu mają syna. Muszą nauczyć się ze sobą rozmawiać. Od nowa.

Kupiła dobre winko. Kupiła ulubione cukierki czekoladowe Adama. Całą torbę. I poszła do domu. Niegdyś ich wspólnego domu.

Dym z komina. Przytłumione światło. Napalił w kominku i zapalił świece. Jak co roku. Uśmiechnęła się na samo wspomnienie poprzedniej rocznicy. Wtedy też właśnie wracała z pracy, tyle, że latała na trasach zdecydowanie krótszych. Było, minęło…

Przed samymi drzwiami się zawahała. Zapukać? Zadzwonić? Otworzyć sobie drzwi? Przecież miała klucze. W końcu to również jej dom. Przynajmniej był…

Otwarła. Zupełnie nie wiedziała jak się zachować. Zawołać „Kochanie wróciłam”? To byłoby idiotyczne. Tylko, że zawsze tak robiła. Odstawiła wino i słodycze na szafce w przedpokoju. Cicho stąpając po grubym dywanie weszła do salonu. Zapalone świece. Jej świece. Zapach kadzidełek. Jej kadzidełek. Zapach perfum. Jej perfum. I ta wywłoka siedząca w jej szlafroku, na jej kanapie, pijąca z jej kieliszków, które przywiozła z Atlanty i paląca śmierdzącego papierosa. Bezczelnie, wręcz triumfująco i kpiąco się uśmiechająca.

Adam w samych spodniach, bez koszuli i na boso przyszedł z kuchni niosąc talerz kanapek.

- Witam. Dzięki, ale nie jestem głodna. Przepraszam, powinnam najpierw zadzwonić. Nie będę wam przeszkadzać. Jutro zadzwonię. Albo lepiej ty zadzwoń jak będziesz mógł. Na razie.
- Magdalena…
- Pa.

Wyszła wolnym krokiem, swobodnie, niby niczym nie zrażona i nie zaskoczona. A tak naprawdę to zabrakło jej tchu i miała ochotę wrzeszczeć, gryźć, kopać, drapać z wściekłości. Nie o Adama jej chodziło. Chodziło jej o rzeczy. Jej rzeczy. Jak mógł tej szmacie oddać moje ubrania, perfumy i całą resztę? I czy to dziewczątko o wątpliwej reputacji nie miało honoru, żeby zbierać ochłapy po byłej żonie? Na co ona liczy? Że wskoczy na moje miejsce i nagle stanie się mną? Wściekłość rozsadzała jej czaszkę i spinała żelaznymi obręczami jej klatkę piersiową.

Jakaż miła niespodzianka na rocznicę ślubu. Adamie postarałeś się w tym roku. Wspiąłeś się na wyżyny pomysłowości… Magda weź się opanuj! Jesteście po rozwodzie. Ty masz Ethana, on ma tą szmatę. Jesteście kwita.

Sapiąc z irytacji dotarła do hotelu. Po drodze złorzeczyła na dziury w chodniku, błoto pośniegowe, zimny wiatr i obrzydliwą, lodowatą breję, która leciała z nieba zamiast puszystego śniegu. Niech ten tydzień się już skończy… Chcę do domu. Chcę do słońca. Chcę się przytulić…

Następnego dnia nie odbierała telefonów od Adama. Następnego również. I następnego… I kolejnego… Wchodząc na lotnisko w pełnym umundurowaniu, na godzinę przed odlotem łaskawie odebrała. Zrobiła to tylko po to, żeby powiedzieć Adamowi, że nie może rozmawiać, bo właśnie szykuje się do odlotu. Rozumiesz… taka praca…

Sama tak do końca nie wiedziała za co stara się go ukarać. Nie wiedziała nawet za co jest taka wściekła. Przecież to była jej decyzja żeby się rozejść.

Kiedy wylądowała w Honolulu miała ochotę ucałować ziemię. Poczuła, że wraca do żywych. Wychodząc z lotniska zobaczyła Ethana stojącego przy swojej rozklekotanej półciężarówce. Nie przejmując się zdziwionymi spojrzeniami pasażerów i obsługi lotniska rzuciła mu się na szyję. Tak do niego pędziła, że aż czapka jej spadła z głowy i marynarka munduru się rozpięła. Przywarła do Ethana całym ciałem i nie chciała puścić.

- Wiesz co Maggie? Jeżeli zawsze tak będziesz mnie witać, to chyba częściej będę cię wysyłał do pracy…


3 komentarze:

Ludziska! Podpisywać się, bo nie lubię gadać z Anonimami!
Przepraszam za konieczność weryfikacji obrazkowej, ale bez tego dostaję dziennie 50 komentarzy spamowych.