-
Kapitan Scez… Shcez…
-
Kapitan Szczerzykowska. Kto to jest?
-
Kto?
-
Ten mężczyzna na zdjęciu.
-
To jeden z pierwszych rdzennych Hawajczyków latających w liniach lotniczych.
Latał w Aloha Airlines. A co?
-
Był pilotem?
-
Jednym z najlepszych. Latał w latach sześćdziesiątych.
-
Co się z nim teraz dzieje? Jest na emeryturze?
-
Niezupełnie… Zginął w katastrofie lotniczej w 1969 roku.
-
W katastrofie…
-
To było zimą w Philadelphii. Pechowe to lotnisko. Musiał lądować bez podwozia.
Tylko, że on nie miał tyle szczęścia co pani. Samolot stanął w płomieniach i
eksplodował. Nikt nie przeżył tego lądowania.
-
To dlatego…
-
Co takiego?
-
A nie… nic… Dziękuję. Muszę już iść. Jestem spóźniona. Do widzenia.
Z
mocnym postanowieniem dokładnego przyjrzenia się historii Aloha Airlines, a
konkretnie przyjrzenia się wszystkim pilotom, poszła do samolotu.
Zupełnie
nie wiedziała dlaczego duch pilota, który zginął w Philadelphii ją nawiedza. Czego może ode mnie chcieć? I co dla mnie najważniejsze,
dlaczego usiłuje mnie zabić w taki sam koszmarny sposób w jaki sam zginął?!
Dlaczego się mści? Dlaczego na mnie? Przecież ja go nawet nie znam! W dodatku
Ethan nie wierzy w ani jedno moje słowo i uważa, że zaczynam wariować…
Prawie
całą drogę do Londynu milczała. Starała się maksymalnie skupić, żeby nie
popełnić żadnego błędu. A miała przed sobą pielgrzymkę po Europie… Dopiero po
udanym lądowaniu w Warszawie, gdzie miała spędzić trzy dni się odprężyła.
Popadam w coraz większą
paranoję… Może to wszystko sama wymyśliłam…? Może kiedyś czytałam o tym
pechowym lądowaniu, najzwyczajniej w świecie o tym zapomniałam, a teraz, po
moim wypadku moja podświadomość zaczyna płatać mi figle…? Na pewno tak było.
Musiało tak być. Tylko skąd w mojej kuchni ta notatka…? Może lunatykuję? Tyle
razy uderzyłam się w głowę, że pewnie tak jest. Ethan ma rację. Muszę wziąć
urlop. Odpocząć. Przejdzie mi.
Trzy
dni wlokły się w nieskończoność. Z podpisanym trzytygodniowym urlopem wracała
do Honolulu. Jeszcze tylko powrót na wyspę i jeden lot na kontynent. I urlop.
Całe trzy tygodnie wolnego. Już kontaktowała się z Johnem i jego też poprosiła
o wolne. Niezbyt chętnie, ale się zgodził. Naprawdę potrzebowała tego urlopu.
Bez dyskusji.
Kiedy
wylądowała w Honolulu nie miała siły wstać z fotela. Była tak zmęczona. Fizycznie
i psychicznie. Wlokąc się daleko z tyłu za wszystkimi pasażerami i załogą
wreszcie dotarła do wyjścia z lotniska.
Zamiast
prażącego słońca przywitał ją siąpiący deszcz. Ethana nie było, bo miał
zapowiedziane jakieś ćwiczenia. Może nawet lepiej… jakby
zobaczył mnie w takim stanie, to zawiózłby mnie do szpitala… Będzie dobrze.
Jeszcze tylko jeden lot. Aż stanęła jak wryta. Oprzytomniała. To samo sobie powtarzała zanim
wyleciała tego feralnego dnia do Philadelphii. Było przed świętami i miała
ostatni lot. Cały czas sobie powtarzała, tak jak teraz, „jeszcze ten ostatni raz siądziesz za sterami”… i usiadła… jeszcze trochę i
faktycznie byłby to ostatni raz…
Była
nerwowa i sfrustrowana. Nie mogła nic powiedzieć Ethanowi, bo kpił z niej i
wyśmiewał się z jej przypuszczeń i wynurzeń, a Teresy nie chciała martwić.
-
Maggie, jest XXI wiek, wiedziałaś? Latasz na nowoczesnym sprzęcie, masz ze sobą
doświadczonego pilota, więc nawet jakbyś z jakichś niewyjaśnionych powodów nie
mogła kontynuować lotu, to on przejmie stery. Już przestań wymyślać jakieś
brednie, bo naprawdę w to uwierzysz i wtedy dopiero będzie problem.
Przykro
jej się zrobiło. Nie potrafił jej zrozumieć. Nawet nie chciał jej wysłuchać.
Uznał, że coś takiego nie istnieje. Koniec. Kropka. Została z tym sama.
Pierwszy raz w życiu poczuła się sama. Nigdy coś podobnego jej się nie
zdarzyło. Zawsze kogoś miała. Nawet jak się rozwodziła to miała za sobą Teresę
i Mateusza. Teraz nie chciała ich do tego mieszać. Zaczęła już się bać czy nie
popada w obłęd.
Ethan
jakoś tak bez emocji przyjął informację o jej urlopie. Niby się ucieszył, ale
miał lekkie pretensje, że nie skonsultowała tego z nim.
-
Mam teraz ćwiczenia, nie mogę wziąć urlopu. Mogłaś z tym poczekać jakieś dwa –
trzy tygodnie, pojechalibyśmy gdzieś.
-
Nie mogłam poczekać. Gdybym poczekała, to mogłoby się skończyć tragiczną
śmiercią 400 osób na pokładzie.
-
Ta znowu swoje…
Wręcz
cieszyła się, że jutro ma lot. Tylko na kontynent i z powrotem. Znów ta
nieszczęsna Philadelphia. Ale przynajmniej pogada z Danielem.
Ranek
przywitał ich upałem lejącym się z nieba strumieniami. Magdalena wyczuwała
swoim szóstym zmysłem burzę. Silną burzę z piorunami. Wylot miała wcześnie
rano. Zostawiła im kartkę, że wraca za dwa dni. Wszyscy wiedzieli gdzie i na
jak długo jedzie, ale rytuał napisania kartki musiał być zachowany. Może to będzie ostatnia pamiątka po mnie? Magdalena, weź się
w garść! Co za idiotyzmy! Kiedy wychodziła z sypialni Ethan przewracał się na drugi bok
mamrocząc coś pod nosem. Wczorajszy wieczór nie należał do udanych. Pokłócili
się i to ostro. Kiedy wsiadała do taksówki spadły pierwsze krople deszczu.
Musiała
się sprężyć, żeby zdążyć wystartować zanim burza nie przybierze na sile i nie
rozszaleje się na dobre.
-
Lucyna jesteście gotowe? Możemy kołować?
-
Jeszcze ci kawy nie zrobiłam…
-
Siadaj, zapnij pas. Kawa poczeka. Teraz musimy stąd uciekać. Jeszcze chwila i
wieża odwoła pozwolenie na start i nas uziemi na kilka ładnych godzin. Gotowi?
-
Startuj.
Rozpoczęła
manewr kołowania. Kiedy samolot zaczął nabierać prędkości w strugach deszczu
ledwie mignęło jej coś żółtego. Mała plamka dostrzeżona kątem oka. Jeszcze
trochę, a wcale nie zauważyłaby tego samochodu i go przeleciała mówiąc
kolokwialnie. Przerwała manewr startu. Zatrzymała silniki. Podejrzewała, że
stało się coś bardzo złego. Samochód awaryjny wysyła się na pas tylko w
ekstremalnych przypadkach.
-
Wieża co się dzieje?
-
Jeszcze nie wiem, ale zaraz się dowiem i dam ci znać. Nie startuj.
-
Przyjęłam. Podeślij mi schody.
-
Schody już są w drodze.
Chwilę
później, cały czas czekając na informacje z wieży, usłyszeli podniesione głosy
w tylnej części samolotu i walenie w drzwi kokpitu. Mocne i zdecydowane
walenie. Popatrzeli na siebie z pierwszym oficerem i nie bardzo wiedzieli jak
się zachować.
-
Wieża, ktoś dobija się do kokpitu. Kto to jest i czego chce? Nie wiem czy mogę
go wpuścić.
-
To zdecydowanie nie jest terrorysta. Możesz go wpuścić.
-
Dlaczego się śmiejesz? Kawał jakiś głupi mi robicie?
-
To nie kawał, przysięgam. Otwórz.
Coraz
bardziej zaintrygowana podeszła do drzwi.
-
Kto tam? Przedstaw się!
-
Dowódca eskadry, kapitan Ethan Lee. Otwieraj do cholery!
-
Ethan? Co ty tu robisz? Dlaczego mój mechanik leży na podłodze? Gdzie jest
Lucyna, moja stewardessa?
-
A… przepraszam za niego… nie chciał mnie przepuścić do ciebie… A jakąś
stewardessę zamknąłem w schowku… też się rzucała, że do kokpitu mnie przepuści…
Musimy porozmawiać.
-
Coś z Teresą albo Mateuszem?
-
Nie, z nimi wszystko w porządku. Rozmawiałem dziś rano, zaraz jak wyszłaś, z
Kalani.
-
Kto to jest Kalani? Ethan… możemy o tym porozmawiać jak wrócę? Burza jest coraz
silniejsza. Za chwilę nie dostanę pozwolenia na start.
-
Właśnie NIE możemy! Nie leć. Proszę cię.
-
Co? Ale dlaczego?
-
Proszę cię nie leć. Burza jest za silna.
-
Ethan jesteś pilotem. Wiesz, że takie smoki latają nad chmurami. Wzniosę się i
burzę sobie pooglądam z góry.
-
Proszę cię nie leć. Kalani przyszedł mnie ostrzec…
-
Co to za jeden ten Kalani?
odcinek świetny! :D:D czekam na wiecej, widze ze masz ostatnio natchnienie
OdpowiedzUsuńŁo matko !!!! Jakiś anioł stróż czy następny duch ????
OdpowiedzUsuńDobry anioł stroż :)
OdpowiedzUsuńsylwana
szybko proszę o więcej
OdpowiedzUsuńNieufna
Robi się coraz ciekawej,czekam na następny odcinek,mam nadzieję że posłucha i nie poleci. miki
OdpowiedzUsuńCzyżby Ethan też zobaczył tego ducha? :D czekam z niecierpliwością na kolejny odcinek :)
OdpowiedzUsuńA jednak Ethan uwierzył....:)
OdpowiedzUsuń"Uwierz w ducha" :-D
UsuńKalani to jakiś "opiekun , przywódca" więc Anioł stróż....chyba przeciwstawny duchowi...
OdpowiedzUsuńA co z Adamem? Wydawało się, że jego wątek się na nowo rozwinie.
OdpowiedzUsuńNonima
PS Brakuje mi Iwana