Z głową ciężką od ciężkich myśli i jeszcze cięższych podejrzeń
sama nie wiedziała co ma o tym sądzić. Wszystko wydawało jej się nierealne i
drastycznie oderwane od rzeczywistości. Nie czuła się z tym dobrze. Dotychczas nie brała w ogóle
pod uwagę, że może istnieć inny świat, niż ten realny, który można dotknąć.
- Muszę jechać na ćwiczenia. Mówiłem ci o nich. Ale
wieczorem będę.
- Możesz dziś nocować u siebie?
- Dlaczego? Gniewasz się?
- Nie gniewam. Po prostu chcę pobyć sama. Poza tym nie
wiem czy do tego czasu nie otworzą już lotniska i nie będę w drodze do
Philadelphii.
- Nie podoba mi się to, ale ok. Dla ciebie wszystko. Na
razie.
Nie powiedziała tego Ethanowi, ale drażniła ją sama jego
obecność. Rozum mówił, że przecież on nie ma z tym nic wspólnego, a serce
wrzeszczało „To twoja wina! Wypad na drzewo!”. Poza tym miała do niego
niewypowiedziany na głos żal, że jej nie uwierzył od razu, tylko myślał, że
zwariowała. Dopiero jak jemu ten cały Kalani się ukazał, to uwierzył. Dźwięk
telefonu wyrwał ją z ponurych rozmyślań.
- Halo?
- Lotnisko otwarte, ma pani wylot za dwie godziny.
- Już jadę.
Zagryzając jabłko i stojąc już w drzwiach, szybko
wytłumaczyła Teresie, dlaczego mają opóźnienie. Ominęła jednak fragment z
Kalanim, zwalając wszystko na złe warunki atmosferyczne. Pożegnała się i
pojechała na lotnisko.
Na miejscu okazało się, że nie mogą lecieć samolotem,
którym już dziś kołowali. Usterka, którą wykryto dopiero teraz była na tyle
poważna, że mogli skończyć jako skwarki nad oceanem.
- I dopiero teraz mi to mówicie?! A jakby udało mi się
rano wystartować?!
- To byśmy teraz nie rozmawiali. Już nigdy byśmy
prawdopodobnie nie rozmawiali.
- Dzięki. Super. Nosz…!
- No zaklnij. Nie bądź taka opanowana. Dziś masz prawo.
- Nie drażnij mnie. Jak długo potrwa naprawa?
- Z tydzień. Nie mamy części, dopiero zamówiłem.
- Lot jest odwołany, czy polecę inną maszyną? I dlaczego
dowiaduję się tego dopiero teraz?
- Mamy drugi samolot, możemy podstawiać. Ale możesz
odmówić lotu. Ty decydujesz.
Myśl o powrocie do domu była nad wyraz kusząca. Popatrzyła
na zbitą, zmęczoną grupkę pasażerów, smętnie krążących po wydzielonej części
poczekalni. Niektórzy spali na podłodze zawinięci w kurtki. Oni też chcieli być
już w domu.
- Sprawdźcie go jeszcze raz i podjeżdżam do tankowania.
- Już się robi.
Lot był spokojny, bez żadnych niespodzianek. Idąc ulicami Philadelphii
uśmiechała się sama do siebie. Humor zdecydowanie jej się poprawił. Cała ta
afera z Kalanim wydawała jej się jakąś totalną bzdurą. Idiotyzmem, który nie
miał miejsca. Zdrowy rozsądek zdecydowanie odrzucał możliwość istnienia duchów
i ich ingerencji w życie żywych. Oczywiście,
że to bzdura. BZDURA, Magdalena. Bzdura. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że tak naprawdę to
cieszyła się ze spotkania z Danielem. To dla niego tu przyleciała.
Chciała zrobić Danielowi niespodziankę. Podobnie jak
poprzednio nie zadzwoniła, że jest w jego mieście, tylko poszła prosto do
szpitala. Gdzieś z tyłu głowy zaczęła porównywać go z Ethanem. I co gorsza
zaczęła rozumieć dlaczego była taka zła na Ethana. Znalazła źródło swojego
rozdrażnienia i irytacji.
Cały ten romans z Ethanem dział się za szybko. Ethan zbyt
mocno na nią napierał. Osaczał ją. W ciągu kilku dni niemalże wprowadził się do
jej domu. Nie mogła go za to winić, bo sama na to się zgodziła i nic nie
powiedziała. Mogła bardziej zdecydowanie wyznaczyć granice. Tylko nie chciała
go zrazić. Nie chciała, żeby poczuł się odrzucony i ją zostawił. Nie chciała
być sama. Nie potrafiła być sama. Tylko, że to ona zawsze była tą mocną stroną
w związku. Dopiero teraz do niej dotarło, że po prostu Ethan jest zbyt silny,
zbyt zdecydowany. Facet chce się
tobą zaopiekować, a ty masz do niego o to pretensje! Magda, do cholery, czego
ty chcesz?! Mięczaka, tudzież innego pantofla?! No właśnie nie wiem. Nie wiem
czego chcę. Z Adamem nigdy nie miałam tego typu rozterek… Aleś ty głupia!
Szła dyskutując sama ze sobą i nawet nie zauważyła, że już
jest pod szpitalem.
- Kogo moje piękne oczy widzą? Dlaczego nie zadzwoniłaś?
Wziąłbym dzień wolnego.
- Cześć. O której kończysz?
- Za jakieś cztery godziny.
- To się dobrze składa. Ty sobie pracuj, a ja się zdrzemnę.
- Tutaj?
- W twoim gabinecie jeżeli pozwolisz.
- No… dobrze… nie przestajesz mnie zaskakiwać…
- Przecież już tu kiedyś spałam. Poza tym dopiero co
przyleciałam, mała drzemka mi się przyda. I pomyśl gdzie mnie zabrać wieczorem.
Chcę się bawić. Bardzo mocno bawić. I urżnąć się w trupa.
- W trupa… Kiedy masz lot powrotny?
- Jutro. Ale lecę jako pasażer. Mogę mieć kaca. Nawet kaca
giganta.
- Ok…
Daniel zamykając drzwi od swojego gabinetu i uśmiechając
się pod nosem sam do siebie szepnął „Stworzyłem potwora…”. I poszedł do
pacjentów.
wow. Alez sie dzieje. Mysza
OdpowiedzUsuńNo tak... ale Frankenstein zabił swojego stwórcę :(
OdpowiedzUsuńNo tak. My kobity już tak mamy,że jak jesteśmy "ustawione"(uczuciowo też) to ciągle nam czegoś brak i same sobie wszystko psujemy.
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńteż mam ochotę urżnąć się w trupa ale za dużo roboty :/ więc ... relaks musi poczekać
p.s.
W Danielu jest to coś co irracjonalnie przyciąga :)