piątek, 23 listopada 2012

Potwór


Z głową ciężką od ciężkich myśli i jeszcze cięższych podejrzeń sama nie wiedziała co ma o tym sądzić. Wszystko wydawało jej się nierealne i drastycznie oderwane od rzeczywistości. Nie czuła się  z tym dobrze. Dotychczas nie brała w ogóle pod uwagę, że może istnieć inny świat, niż ten realny, który można dotknąć.

- Muszę jechać na ćwiczenia. Mówiłem ci o nich. Ale wieczorem będę.
- Możesz dziś nocować u siebie?
- Dlaczego? Gniewasz się?
- Nie gniewam. Po prostu chcę pobyć sama. Poza tym nie wiem czy do tego czasu nie otworzą już lotniska i nie będę w drodze do Philadelphii.
- Nie podoba mi się to, ale ok. Dla ciebie wszystko. Na razie.


Nie powiedziała tego Ethanowi, ale drażniła ją sama jego obecność. Rozum mówił, że przecież on nie ma z tym nic wspólnego, a serce wrzeszczało „To twoja wina! Wypad na drzewo!”. Poza tym miała do niego niewypowiedziany na głos żal, że jej nie uwierzył od razu, tylko myślał, że zwariowała. Dopiero jak jemu ten cały Kalani się ukazał, to uwierzył. Dźwięk telefonu wyrwał ją z ponurych rozmyślań.

- Halo?
- Lotnisko otwarte, ma pani wylot za dwie godziny.
- Już jadę.

Zagryzając jabłko i stojąc już w drzwiach, szybko wytłumaczyła Teresie, dlaczego mają opóźnienie. Ominęła jednak fragment z Kalanim, zwalając wszystko na złe warunki atmosferyczne. Pożegnała się i pojechała na lotnisko.

Na miejscu okazało się, że nie mogą lecieć samolotem, którym już dziś kołowali. Usterka, którą wykryto dopiero teraz była na tyle poważna, że mogli skończyć jako skwarki nad oceanem.

- I dopiero teraz mi to mówicie?! A jakby udało mi się rano wystartować?!
- To byśmy teraz nie rozmawiali. Już nigdy byśmy prawdopodobnie nie rozmawiali.
- Dzięki. Super. Nosz…!
- No zaklnij. Nie bądź taka opanowana. Dziś masz prawo.
- Nie drażnij mnie. Jak długo potrwa naprawa?
- Z tydzień. Nie mamy części, dopiero zamówiłem.
- Lot jest odwołany, czy polecę inną maszyną? I dlaczego dowiaduję się tego dopiero teraz?
- Mamy drugi samolot, możemy podstawiać. Ale możesz odmówić lotu. Ty decydujesz.

Myśl o powrocie do domu była nad wyraz kusząca. Popatrzyła na zbitą, zmęczoną grupkę pasażerów, smętnie krążących po wydzielonej części poczekalni. Niektórzy spali na podłodze zawinięci w kurtki. Oni też chcieli być już w domu.

- Sprawdźcie go jeszcze raz i podjeżdżam do tankowania.
- Już się robi.

Lot był spokojny, bez żadnych niespodzianek. Idąc ulicami Philadelphii uśmiechała się sama do siebie. Humor zdecydowanie jej się poprawił. Cała ta afera z Kalanim wydawała jej się jakąś totalną bzdurą. Idiotyzmem, który nie miał miejsca. Zdrowy rozsądek zdecydowanie odrzucał możliwość istnienia duchów i ich ingerencji w życie żywych. Oczywiście, że to bzdura. BZDURA, Magdalena. Bzdura. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że tak naprawdę to cieszyła się ze spotkania z Danielem. To dla niego tu przyleciała.

Chciała zrobić Danielowi niespodziankę. Podobnie jak poprzednio nie zadzwoniła, że jest w jego mieście, tylko poszła prosto do szpitala. Gdzieś z tyłu głowy zaczęła porównywać go z Ethanem. I co gorsza zaczęła rozumieć dlaczego była taka zła na Ethana. Znalazła źródło swojego rozdrażnienia i irytacji.

Cały ten romans z Ethanem dział się za szybko. Ethan zbyt mocno na nią napierał. Osaczał ją. W ciągu kilku dni niemalże wprowadził się do jej domu. Nie mogła go za to winić, bo sama na to się zgodziła i nic nie powiedziała. Mogła bardziej zdecydowanie wyznaczyć granice. Tylko nie chciała go zrazić. Nie chciała, żeby poczuł się odrzucony i ją zostawił. Nie chciała być sama. Nie potrafiła być sama. Tylko, że to ona zawsze była tą mocną stroną w związku. Dopiero teraz do niej dotarło, że po prostu Ethan jest zbyt silny, zbyt zdecydowany. Facet chce się tobą zaopiekować, a ty masz do niego o to pretensje! Magda, do cholery, czego ty chcesz?! Mięczaka, tudzież innego pantofla?! No właśnie nie wiem. Nie wiem czego chcę. Z Adamem nigdy nie miałam tego typu rozterek… Aleś ty głupia!

Szła dyskutując sama ze sobą i nawet nie zauważyła, że już jest pod szpitalem.

- Kogo moje piękne oczy widzą? Dlaczego nie zadzwoniłaś? Wziąłbym dzień wolnego.
- Cześć. O której kończysz?
- Za jakieś cztery godziny.
- To się dobrze składa. Ty sobie pracuj, a ja się zdrzemnę.
- Tutaj?
- W twoim gabinecie jeżeli pozwolisz.
- No… dobrze… nie przestajesz mnie zaskakiwać…
- Przecież już tu kiedyś spałam. Poza tym dopiero co przyleciałam, mała drzemka mi się przyda. I pomyśl gdzie mnie zabrać wieczorem. Chcę się bawić. Bardzo mocno bawić. I urżnąć się w trupa.
- W trupa… Kiedy masz lot powrotny?
- Jutro. Ale lecę jako pasażer. Mogę mieć kaca. Nawet kaca giganta.
- Ok…

Daniel zamykając drzwi od swojego gabinetu i uśmiechając się pod nosem sam do siebie szepnął „Stworzyłem potwora…”. I poszedł do pacjentów.

4 komentarze:

  1. wow. Alez sie dzieje. Mysza

    OdpowiedzUsuń
  2. No tak... ale Frankenstein zabił swojego stwórcę :(

    OdpowiedzUsuń
  3. No tak. My kobity już tak mamy,że jak jesteśmy "ustawione"(uczuciowo też) to ciągle nam czegoś brak i same sobie wszystko psujemy.

    OdpowiedzUsuń
  4. :)
    też mam ochotę urżnąć się w trupa ale za dużo roboty :/ więc ... relaks musi poczekać
    p.s.
    W Danielu jest to coś co irracjonalnie przyciąga :)

    OdpowiedzUsuń

Ludziska! Podpisywać się, bo nie lubię gadać z Anonimami!
Przepraszam za konieczność weryfikacji obrazkowej, ale bez tego dostaję dziennie 50 komentarzy spamowych.