wtorek, 17 lipca 2012

Wigilia


- Może dlatego, że jestem godzien zaufania…
- A może dlatego, że nie znam tu nikogo innego…? Żałosne…
- Dobra. Posłuchaj zrobimy tak. Moja rodzina nie jest niczym z reklam świątecznego Jacobsa, ale myślę, że moja żona chętnie cię ugości przy naszym stole. A dziś zapraszam cię do nas na drinka.
- W Wigilię… będę drinkować… chociaż… może w tym szaleństwie jest metoda… Urżnę się w trupa, twoja żona mnie wyrzuci i zamarznę gdzieś pod płotem. I skończą się wszystkie moje problemy. Raz na zawsze.
- A myślałem, że tylko ja potrafię być takim OPTYMISTĄ… Tu masz mój adres. Bądź o siódmej. Na razie.

Włosy spięte, mundur odprasowany, czapka na swoim miejscu, Gwiazda Betlejemska kupiona w kwiaciarni za rogiem i butelka wina. Taksówka zawiozła Magdalenę pod wskazany adres. Wszystkie czynności począwszy od mycia zębów, na zawołaniu taksówki kończąc robiła jak robot. Automatycznie, nie zastanawiając się nad tym. Jakby żyła na autopilocie.

Niewielki, zadbany domek. Przystrojony kolorowymi światełkami, jemiołą, świerkiem. Spodobał jej się. Przywoływał w pamięci czarno-białe filmy amerykańskie z lat 50. Miało się wrażenie, że za chwilę w progu stanie perfekcyjna pani domu z blachą pachnących cynamonem ciasteczek.

Ale nie stanęła. Magdalena zadzwoniła. Drzwi otwarł jej chłopiec, na oko sześcioletni. Stanął w drzwiach z otwartą buzią i jej się przyglądał. Już zdążyła się odzwyczaić od wrażenia jakie robi na dzieciach widok jej munduru. Mateusz już dawno z tego wyrósł. Po chwili za malcem stanęła jego matka.

- Witam. Nazywam się Magdalena Szczerzykowska. Pani mąż zaprosił mnie…
- Tak, tak, wiem. Wciąż o pani mówią w wiadomościach. Proszę, niech pani wejdzie. Mąż będzie za jakieś piętnaście minut. Zatrzymali go jeszcze w szpitalu.
- Ty jesteś tym bohaterem co uratował 400 osób? Jak Superman…
- John… daj spokój naszemu gościowi.
- Jestem tylko pilotem. Każdy z nas zrobiłby to samo, a może lepiej.

Teraz dopiero Magdalena zrozumiała dlaczego tak wszyscy jej się przyglądają. Wiadomości! Usiłowała sobie przypomnieć co powiedziała tym padlinożercom, kiedy ją obstąpili przy wejściu na lotnisko niczym sępy. Nie pamiętała. Prawdopodobnie „bez komentarza” albo podobne, rutynowe, wyuczone na pamięć zdanie. Pod tym kątem też była szkolona. Ona jest od pilotowania, nie od udzielania wywiadów.

Magda została posadzona przy stole w salonie. Klasyczny obrazek domu wyższej klasy średniej. Wysprzątane, elementy klasyczne mieszały się z powiewem nowoczesności. W tle muzyka klasyczna. Kominek strzelający mokrym drewnem. Przystrojona choinka.

Choinka. Dom. Ciepło. Adam. Mateusz. Tęsknota za domem aż ją zatykała. Siedziała za przystrojonym świątecznie stołem i miała ochotę wyć. Wyć jak ranne zwierzę. Odruchowo dotknęła opuchniętego oka. Musiała wyglądać jak monstrum. Dziwne, że dziecko i kobieta nie uciekli z dzikim wrzaskiem na jej widok.

- Jeżeli boli, to mam coś przeciwbólowego…
- Nie, dziękuję. Bardziej mnie martwi wygląd tego oka.
- Tym się nie przejmuj. Zagoi się. Wiem, że Polacy jadają uroczystą kolację w Wigilię. Daniel prosił, żebym taką przygotowała. Dla ciebie. Jeżeli coś zrobiłam nie tak, to bardzo cię przepraszam, ale nie znam polskiej kuchni.
- Bardzo dziękuję. Nie spodziewałam się. Cokolwiek przygotowałaś będzie super.
- Zaprosiłam kilku znajomych, bardzo chcieli cię poznać, chyba się nie gniewasz? Czego się napijesz?
- Nie gniewam się. Wódki. Dużo wódki. Nie bój się. Nie zrobię jakiejś burdy. Mam mocną głowę.
- To też słyszałam o Polakach…

Popatrzyły na siebie i roześmiały się jak gimnazjalistki.

- Nie myśl, że wszyscy Polacy są alkoholikami. Nie są. Ale dziś muszę się napić. Po prostu muszę.
- Daniel wspominał, że masz kłopoty. Chcesz o tym pogadać?
- Dzięki, ale nie. Nie jestem zbyt wylewna. Dziś nie chcę o tym myśleć. Nie gniewaj się.
- Nie ma sprawy.

Daniel wszedł w momencie kiedy Magda właśnie wychylała jednym haustem setkę wódki. Bez popitki. Popitka jest dla mięczaków. Tak powtarzał jej tatuś zanim zapił się na śmierć, krótko po tym jak mama umarła. I zanim nie zamknęli jej w domu dziecka.

- Zwariowałaś? Dopiero co, z ledwością uszłaś z życiem z katastrofy lotniczej i… i…
- I co? Dziś nigdzie nie lecę. Ponoć będą goście. To na odwagę. Mazel tov.
- Wariatka…

Setka wódki nie stępiła zmysłów Magdaleny. Wręcz je wyostrzyła. Zauważyła, że ledwie Daniel wszedł do domu, atmosfera jakby zgęstniała. Niby nic się nie zmieniło. Daniel przywitał się z dzieckiem, pocałował żonę, ale rysa na idealnym obrazku rodziny była widoczna. Coś było nie tak. Nie mój problem. Mam swoje.

Goście zaczęli się schodzić. Byli to mili ludzie. Wiedziała, że jest niczym małpa z Zoo, którą wszyscy przyszli oglądać. Żeby tylko nie zaczęli rzucać bananami… Jedząc kolację czuła na sobie spojrzenia innych. Początkowo było to dość niezręczne, ale w końcu przestali się gapić. Atmosfera się rozluźniła i nawet żartowano przy stole.

Wigilia. Na stole wigilijnym znalazł się indyk, pieczeń wieprzowa, tłuczone ziemniaki… Ani śladu ryby. Jakiejkolwiek.

- Co jadacie w święta w Polsce?
- W święta jadamy podobne potrawy jakie tu leżą. W Wigilię jadamy dania postne. Pierogi, kapustę z grzybami, rybę.
- Przepraszam… ja nie wiedziałam…
- Spokojnie. Jestem tylko w połowie katoliczką.
- A w drugiej…?
- Żydówką. Moja matka była katoliczką, a ojciec Żydem. Dla katolików jestem Żydówką, bo to ojciec przekazuje według nich tradycję, zwyczaje i wiarę, chodzi po prostu o geny, a dla Żydów jestem Gojką, bo dla nich tą rolę przejmuje matka. Czyli nie jestem ani jednym, ani drugim. Banita.
- Jesz wieprzowinę…
- To moja katolicka połowa ją je…

Po kolacji Anna, żona Daniela, zbierała nakrycia ze stołu. Magda odruchowo wstała i jej pomogła. Zanosiły naczynia do kuchni. Daniel wziął na ręce synka, który prawie zasypiał na stojąco.

- Pilot Polskich Linii Lotniczych…, co tam pilot! Pilot bohater! Stoi w mojej kuchni i myje gary… Zaraz zrobię zdjęcie i wrzucę na Facebooka…
- Tylko spróbuj…
- Tak wiem. Zaprosisz mnie na lot i zabijesz przy lądowaniu…
- Bardzo zabawne… boki zrywać…
- Ale się uśmiechnęłaś! Pierwszy raz! I jak ci się podoba? Jak się czujesz?
- W porządku. Dzięki. Nie musieliście robić takiej fety.
- To był pomysł Anny. Ja chciałem pogadać przy lampce wina. Ona się uparła.
- Chyba bym wolała taki scenariusz… ale impreza mi się podoba.
- Anna wyrabia sobie status społeczny. Wiesz, gwiazdy na kolacji… Idę położyć małego. Zaraz wracam.

Wyszedł z dzieckiem z kuchni chichocząc pod nosem. Magdzie też został uśmiech na twarzy. Było coś rozbrajającego w tym facecie.

Wróciła do stołu. Po chwili z piętra słychać było stłumione odgłosy kłótni. Wszyscy zamilkli. Zrobiło się bardzo niezręcznie. Magdzie zrobiło się jeszcze bardziej niezręcznie kiedy do uszu wszystkich dotarło, że kłócą się o nią.

- Pielęgniarki ci już nie wystarczają? Teraz wielki pan chirurg przerzucił się na pacjentki?
- Anna, uspokój się. Mamy gości…
- Niech usłyszą! Niech wiedzą! Wielka pani pilot! Znalazła się jedna! Już ją bzyknąłeś, czy dopiero masz to w planach?!
- O czym ty mówisz?
- Nie rób ze mnie idiotki! Przecież widzę jak na nią patrzysz. Jak ją adorujesz! Po co w ogóle ją zaprosiłeś?

Magdalena wstała od stołu, podziękowała wszystkim za spędzony czas, ubrała płaszcz i czapkę, pożegnała się i wyszła. Nie miała siły uczestniczyć w tym cyrku. Nie dziś.

- Magdalena poczekaj!

7 komentarzy:

  1. Uff, jak doczytałam,że żonaty to mógłby być nawet no ósmy cud świata -nie do ruszenia!
    Ale zdaje się,że te małżeństwo też( jak mówią moje dzieci) nie teges;/
    nosz, zaprosić gościa(pochwalić się innym taka znajomością), a potem się wydzierać,żeby słyszał,że jest niemile widziany to po prostu ..chamówa
    I proszę dalej:)
    i dzień dobry;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No to poszlas po bandzie ... kaski Morawinskiej zal ... moze jednak skrobnij jakis zgrabny koniec bo tao taka niezamknietra historia ... Ale Opowiadanie o Magdalenie super ;-)
    Agnieszka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napiszę jakieś zakończenie, tylko dobry pomysł musi mi przyjść do głowy. Nie chcę napisać byle czego i byle jak. :)

      Usuń
  3. Wiesz Klepsi ta cala Kaska Morawinska to byla jakas taka bezplciowa. Magda zapowiada sie duzo fajniej!

    Barbara

    OdpowiedzUsuń
  4. :D No i wróciła silna baba !!! :* Klepsydro, nie dla Ciebie zdzieranie kolan.

    OdpowiedzUsuń
  5. To opowiadanie dużo bardziej mi pasuje :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wróciłaś Joanno, bardzo się cieszę, mnie też nie było- wychodziłam za mąż :):) Opowiadanie zapowiada się ciekawie, nie mogę doczekać się kolejnych odcinków... Czekam:) Pozdrawiam Ciepło.

    OdpowiedzUsuń

Ludziska! Podpisywać się, bo nie lubię gadać z Anonimami!
Przepraszam za konieczność weryfikacji obrazkowej, ale bez tego dostaję dziennie 50 komentarzy spamowych.