Zziajana, rozczochrana, z liśćmi na łbie i potem na czole…
nie… z potem wszędzie, nawet na dolnej części ciała, w miejscu, gdzie plecy
tracą swą szlachetną nazwę, drze z drzewa owoce. Drze chichocząc jak wiedźma z
horroru. Sąsiedzi podejrzliwie i z lękiem spoglądają zza winkla. Koty
pouciekały. Z oddali słychać złowieszcze wycie samotnego wilka. Klepsydra w
ferworze walki wlokąc kosz ze śliwkami przez pół ogrodu nie zauważa na swej
drodze kotów, zabawek, swoich i obcych dzieci, basenów, a nawet ławek ogrodowych.
Lezie na oślep, BO ŚLIWKI!
Mama ze strachem przyniosła wymyte słoiki. Odłożyła je z
namaszczeniem na stole w ogrodzie. Delikatnie otwarła torebkę z nowymi,
lśniącymi nakrętkami…
- A poszła, mi stąd! Przeszkadzać mi będzie! Idzie kawę
zrobić albo ciastko jakieś upiec! Byle dużo kremu miało!
- Ale ty nie lubisz kremu…
- DZIŚ LUBIĘ!
Klepsydra władowała naczepę śliwek do wanienki co po
Młodszym się ostała i wąż ogrodowy weń wsadziła. Umyć trza. Starła pot z czoła,
inne części ciała olała i sapiąc jak parowóz poszła zerwać następną naczepę
śliwek.
Łypiąc nienawistnym wzrokiem pełnym jadu wdrapała się na
najwyższy szczebel metalowej drabki. Zapomniała, że ma lęk wysokości i że przed
chwilą jadła tam śliwkę, a pestkę se wypluła gdzie popadło. Pech chciał, że owa
pestka śliska i obzymbzana leżała na przedostatnim szczeblu. Klepsydra miała
lot krótki acz efektowny. Swym wielkim zadem wybiła lej na głębokość metra.
Wykrzykując radośnie i ze śpiewem na ustach przekleństwa, od których sam
Lucyfer spłonąłby niewinnym rumieńcem wstydu, pozbierała się rozcierając
posiniaczony cycek, który ku uciesze sąsiadów wymsknął się z dekoltu
powydzieranej bluzki.
- Klepsydra, kochanie, nic ci się…
- Gary, zamknij się i spadaj! A! I pomóż Mamie myć słoiki!
- Tak jest HERR HELGA!
- Się pomocnik z bożej łaski znalazł…
Ziejąc, sapiąc, dysząc wlokła naczepę śliwek przez ogród.
Kolejną naczepę śliwek. Kiedy obie naczepy zostały umyte, pozbawione pestek,
upchane w słoiki, zasypane cukrem i zalane wodą, a nakrętki dokręcone, nie
miała siły wnieść kotła do zapraw do kuchni.
- Te, Gary! Ty weź mi ino ten sagan zanieś!
- Że co?
- Że jajco. Bierz i nie dyskutuj.
Wzion. Wyboru nie miał. Po wygotowaniu 148 słoików, (148 !!!),
Klepsydra nie miała siły mrugać, o zniesieniu ich do piwnicy nie mówiąc. Wzięła
więc i je zaniosła do tej piwnicy. Kiedy wczołgała się po schodach, po
zniesieniu ostatniego słoika na dół, Gary spojrzał, ocenił ile sił jej zostało
i zapodał:
- A co ty taka zmęczona jesteś? Jakbyś co najmniej zaprawy
robiła…
- Eeee…
- Jedziemy do domu. Mama dała ciastka z kremem. Wino
kupimy po drodze.
- Eeee…
- Ale wiesz… ty lepiej nie wysiadaj z samochodu…
- Debil.
Zwłoki Klepsydry zostały odwiezione do domu i wsadzone do
wanny.
- Napijesz się wina?
- Daj.
- A ciastko chcesz? Z kremem, pyszne!
- Przecież wiesz, że nie cierpię ciastek z kremem! Nie
mogliście upiec czegoś innego?! Złośliwie to zrobiliście!
- Ten twój PMS kiedyś mnie wykończy!
Oj Klepsi, ty mnie potrafisz rozśmieszyć czarownico jedna. Ale mi smaku narobiłaś i tymi śliwkami i tymi ciastkami z kremem, które uwielbiam. No nic, obejdę się ino smakiem. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńP.S. Pozdrowienia dla Garego i całej familii :)
ja tu nie chcę pisać o jakimś telepatycznym porozumieniu, ale czy będzie wojna albo coś w tym rodzaju? Bo ja wczoraj zakonserwowałam worek korniszonów. Będziemy w razie czego siedzieć w piwnicy i rzucać słoikami we wroga przez piwniczne okienko.
OdpowiedzUsuńBędą powidła śliwkowe :)
OdpowiedzUsuńW jakim świecie wy żyjecie, u nas śliwki będą za miesiąc może!
OdpowiedzUsuńKochana, bo to zależy jakie śliwki! Węgierki będą faktycznie za miesiąc, ale renklody już są :)
UsuńHhihi.... no to witaj w klubie przetwórstwa owocowo-warzywnego.. Śliwki jeszcze przede mną, bo moje późniejsze ale ogórki, jabłka i buraczki już za mną;)
OdpowiedzUsuń