Szpitalne korytarze zawsze źle jej się kojarzyły. Izba przyjęć zapchana jej pasażerami. Sam widok munduru uciszył rozmowy. Zanim
Magdalena pojechała do szpitala wśród pasażerów rozeszła się plotka, że wszyscy
piloci zginęli podczas lądowania. Pojawienie się pilota spowodowało
konsternację nie tylko wśród poszkodowanych pasażerów, ale również wśród
personelu szpitala, który plotki wziął za pewnik.
- Witam. Nazywam się kapitan Magdalena Szczerzykowska,
jestem dowódcą lotu 777. Mój pierwszy oficer został tu przywieziony i
chciałabym się dowiedzieć jak się czuje.
- Proszę usiąść i poczekać…
- Nie będę siadać i czekać, a pani odpowie mi na pytanie.
Jeżeli pani nie wie, proszę mnie skierować do osoby kompetentnej. Dziękuję.
- Tak jest. Jeden z pilotów jest teraz operowany.
Magdalena wzbudzała niezdrowe zainteresowanie. Żeby
uniknąć chaosu zaprowadzono ją na inne piętro, żeby poczekała na zakończenie
operacji Piotra. Dostała kubek wody i kazano jej kolejny raz czekać. Upłynęło
15 minut. 30. Kolejne 30. Kolejna godzina. Magdalena czuła ekstremalne
zmęczenie pogłębione jeszcze bardziej tym, że adrenalina odpuściła. Bolało ją
ramię i brzuch, a w głowie jechał jej pociąg towarowy.
Siedziała rozparta na kanapie w rodzaju poczekalni przy
sali operacyjnej, gdy nagle ktoś otwarł drzwi, ruchem bardziej niż
zdecydowanym. Spojrzała w tamtym kierunku i uświadomiła sobie, że nie może
otworzyć lewego oka. Chyba spuchło.
- Witam. Nazywam się Daniel Johnson i jestem chirurgiem. Telefon
pani dzwoni.
- Co?
- W kieszeni dzwoni pani telefon. Mam go odebrać?
Nawet nie zauważyła. To Adam. Pewnie dotarły do Polski
informacje o awarii samolotu.
- Adam, nic mi nie jest, oddzwonię jak będę mogła. Nie
denerwuj się. Wszystko jest w porządku.
- …
- Co z moim pierwszym oficerem? Co mam powiedzieć jego
żonie?
- Operacja się udała. Nie wiem czy kiedykolwiek wróci do
pracy, ale będzie żył.
- Będzie chodził?
- Tak. Nerwy nie zostały porażone. Miał problem z płucami.
Żebra je poprzebijały. Poradziliśmy sobie z tym.
- Mogę go zobaczyć?
- Teraz to niemożliwe. Będzie spał jakieś 12 godzin. Była
już pani badana?
- Co? Nie. Nie potrzebuję. Poproszę pielęgniarkę o coś
przeciwbólowego i mi przejdzie. Dziękuję doktorze.
- To oko…
- Dziękuję doktorze.
Odchodził w kierunku drzwi. Złapał za klamkę.
- O nie, moja pani. Zdaję sobie sprawę, że jest pani
przyzwyczajona do wydawania rozkazów, ale ja nie jestem pani podwładnym. I
proszę nie zapominać, że ten szpital to mój samolot i ja tu dowodzę! I pójdzie
pani ze mną do mojego gabinetu albo tam panią zawlokę.
Zatkało ją. Już nie pamiętała jak to jest, gdy ktoś
sprzeciwia się jej rozkazom. Mało tego! Jak sam jej rozkazuje. Tak bardzo ją to
zaskoczyło, że pokornie wstała i poszła za lekarzem.
Badania nie wykazały niczego zatrważającego. Była po
prostu mocno potłuczona, nic więcej. Żadnych złamań, żadnych krwotoków, żadnego
wstrząśnienia mózgu, żadnych większych uszkodzeń. Ale i tak bolało jak cholera.
Lekarz poszedł po wyniki badań i zastawił Magdalenę samą w
swoim gabinecie. Kiedy wrócił zastał ją śpiącą na kanapie, przykrytą płaszczem.
Odwiesił płaszcz na wieszak, przykrył ją kocem i zgasił światło. Wychodząc
zamknął za sobą drzwi.
Lubię takich stanowczych mężczyzn;)
OdpowiedzUsuńHa! I do tego moja imienniczka bohaterką! :)))
OdpowiedzUsuńA no bo tajemnicą Poliszynela jest, że dwa ulubione moje imiona żeńskie to Antonina i, tu werble, Magdalena :) Niestety nie mam córek i raczej już nie będę ich mieć, więc te imiona będą nosić moje papierowe córki :)
Usuń