wtorek, 31 lipca 2012

Sylwester


Kolejny dzień nie przyniósł żadnych rozwiązań. Mateusz spędzał Sylwestra z kolegami na prywatce. To była pierwsza jego niemalże „dorosła” impreza. Magdalena uśmiechała się zawiązując mu krawat w kuchni u Teresy, mamy Adama i nie wiedziała jak ma zacząć temat kłopotów z Adamem. Teresa patrzyła na nią jakby wiedziała doskonale co się dzieje. Ledwie zamknęły się drzwi za Mateuszem nalała czystej wódki do kieliszków.


- To ja wysłałam ci te zdjęcia.
- Co…?
- Przepraszam za brak wyczucia czasu, ale na takie wiadomości nigdy nie jest dobry czas. Chciałam żebyś wiedziała. Gniewasz się na mnie?
- Nie. I tak bym się dowiedziała. Prędzej czy później.
- Lepiej prędzej. Ja się dowiedziałam o zdradach mojego męża po dwóch latach. A wtedy on miał raka, a jego stan był terminalny. Tylko dlatego go nie zostawiłam.
- Ojciec Adama…?
- Tak. Święty jaśnie pan Szczerzykowski.
- Adam mi nic nie mówił.
- Bo o tym nie wie. Nikt nie wie. Teraz ty wiesz. O Adamie dowiedziałam się przypadkiem. Nie wiedziałam jak mam ci to powiedzieć, więc ukryłam swój numer i ci wysłałam zdjęcia.
- Zaparło mi wtedy dech w piersi.
- Wiem. Co teraz planujesz?
- Jeszcze nie wiem. Na razie jestem na etapie węszenia, wściekania się, ataków niekontrolowanego płaczu i użalania się nad sobą. Żałosne…
- Normalne.
- Wiesz Teresa… ja naprawdę go kocham… Kocham go bardziej niż samą siebie. Ostatnią moją myślą w Filadelfii zanim uderzyliśmy w pas, był Adam. Nie Mateusz! Adam. Ale nie potrafię mu wybaczyć. Nigdy więcej mu nie zaufam. Po prostu nie potrafię…
- Nie chciałam rozbijać waszego małżeństwa. Naprawdę. Uważam jednak, że gdybym ci nie powiedziała, to byłoby jeszcze bardziej nieuczciwe z mojej strony.
- Wiem. Idę do domu. Znaczy do hotelu.
- Nie zostaniesz?
- Nie gniewaj się, ale chcę być sama. Poza tym Adam pewnie przyjdzie, a nie chcę go spotkać. Nie dziś.
- Rozumiem. Uważaj na siebie. I szczęśliwego nowego roku.
- Taaa… szczęśliwego…

Bal sylwestrowy mieli spędzić z Adamem. Zamiast tego Magdalena siedziała sama w hotelowym pokoju. W restauracji na dole rozpoczął się bal. Odgłosy zabawy były słychać nawet na piątym piętrze.

Krótko przed północą ktoś zdecydowanie zapukał do drzwi. Zdziwiło ją to o tyle, że przez recepcję bez zawiadomienia telefonicznego nikogo nie przepuszczali. Pewnie Adam… przemknął cichaczem niezauważony.

- Adam, nie chcę dziś z tobą rozmawiać! Idź sobie!
- Maggie, to ja, Michael. Chodź ze mną. Wiem od recepcjonistki, że tu jesteś. Wypijemy toast i wrócisz do pokoju.

Pod drzwiami był jej znajomy. Pilot, którego poznała przypadkiem stacjonując w tych samych hotelach. Nie latali w tych samych liniach, ale zdążyli się poznać i polubić. Michael był miłym człowieczkiem w wieku jej ojca. Siwe włosy dodawały mu powagi, ale lekka nadwaga powodowała, szczególnie o tej porze roku, że patrząc na niego miało się wrażenie, że rozmawia się ze Świętym Mikołajem.

- Chciałam…
- Tak wiem. Chciałaś wyryczeć się do poduszki i ukarać się jeszcze bardziej spędzając czas sama ze sobą. Idziesz ze mną.
- Skąd wiesz o Adamie…?
- O jakim Adamie? Mówię o odebraniu ci skrzydeł.
- A… no tak…
- Idziemy.

W swetrze i dżinsach poszła do sali balowej. Michael zaprowadził ją do stolika, przy którym siedziało kilku mężczyzn. Dwóch znała z widzenia. Piloci.

- Panowie. Czapki z głów. Bohater z Filadelfii wszedł na pokład.

Czuła się zażenowana. Nie sądziła, że przyjmą ją z takimi honorami. Spojrzenia wszystkich na sali skupiły się na niej. Uśmiechała się, a miała ochotę zawyć.

- Maggie, jeżeli chcesz to mogę choćby jutro pogadać u nas… i wiesz…
- Dzięki. Mam nadzieję, że oddadzą mi skrzydła i będę dalej latać tutaj.
- Na pewno tak będzie! Wypijmy za to.

Pomimo wszystko spędziła mile czas. O północy wszyscy nagle zapałali chęcią złożenia jej życzeń. Niemalże kolejka się ustawiła do ich stolika. Wracała do pokoju z uśmiechem na ustach. Otwierając drzwi usłyszała, że jej telefon dzwoni. Adam… Szlag jasny mnie za chwilę trafi! Niech dzwoni sobie do swojej lafiryndy, a mnie da spokój!

- Halo!
- Co ty taka zła jesteś? Ja tylko szczęśliwego nowego roku ci chciałem życzyć. U nas jest jeszcze stary rok…
- Daniel?
- A kogo się spodziewałaś? Królowej angielskiej? Jak twoje oko?
- Mam makijaż permanentny. Fioletowo-czarny.
- Powinienem je obejrzeć. Zdecydowanie.
- Daniel, w Polsce są lekarze.
- Tak, tak, tak… i niedźwiedzie na ulicach.
- No wiesz!

Magdalena sama nie mogła uwierzyć jak lekko i swobodnie jej się rozmawia. I to z facetem, który notorycznie zdradza swoją żonę. Nie mogła się powstrzymać przed porównywaniem Daniela do Adama. Dlaczego u Daniela jej to nie przeszkadzało, a u Adama doprowadzało do białej gorączki? Punkt widzenia zmienia się w zależności od miejsca siedzenia. Nie kocham Daniela. I to nie mnie zdradza. Dlatego mi to nie przeszkadza.

Szósta rano. Intensywny dźwięk telefonu wwiercał się w głowę.

- Halo…
- Kapitan Magdalena Szczerzykowska?
- Przy telefonie. Kto mówi?
- Proszę o jak najszybsze stawienie się na lotnisku. Proszę się spakować i zabrać mundur.

5 komentarzy:

  1. Akcja nabiera tempa!!!!! Uwielbiam to, najgorzej, że ciekawość mnie zżera po przeczytaniu każdego odcinka :)
    sylwana

    OdpowiedzUsuń
  2. Jednak nie wszystkie teściowe są złe (że tak delikatnie ujmę). ;)
    No i mam nadzieję, że oddadzą jej skrzydła.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hm.... teściowa super, może dla niej warto być z takim mężem;))) Dzieje się dzieje..... znów przyjdzie mi wstrzymywać oddech do następnego odcinka...
    M

    OdpowiedzUsuń
  4. A właśnie, że nie... Miałam tą przyjemność nad morzem;)czyli na zakończenie urlopu....

    OdpowiedzUsuń
  5. Osławione hormony... fajnie, że mam na co zwalić...;))

    OdpowiedzUsuń

Ludziska! Podpisywać się, bo nie lubię gadać z Anonimami!
Przepraszam za konieczność weryfikacji obrazkowej, ale bez tego dostaję dziennie 50 komentarzy spamowych.