Jak każda szanująca się niewiasta urodzona w czasach
Gierka zostałam wychowana na bajkach. Prym wiodły oczywiście Kopciuszek i
Królewna Śnieżka. Która nie wyobrażała sobie, że jest królewną zamkniętą w
wieży, no która?
Kiedy moje rówieśniczki i ja trochę podrosłyśmy zmieniły
się odrobinę bajki, które oglądałyśmy. Wymuskany królewicz z włosami
przygładzonymi terpentyną i dopiętym na ostatni guzik mundurkiem zamienił się
na odrobinę zbuntowanego, trochę potarganego z błyskiem w oku, może
niekoniecznie księcia. Czasem główni bohaterowie bajki zamieniali się rolami i
to on stawał się Kopciuszkiem. Która szanująca się dziewczyna nie widziała „Dirty Dancing” co najmniej pięć razy,
no która?
Czasem królewicz na białym koniu w lśniącej zbroi
zamieniał się w biznesmena w białej limuzynie. A Kopciuszek czekał zamiast w
wieży, to na ostatnim piętrze obdrapanego bloku. Która nie widziała „Pretty Women”, no która?
Żeby bajka bawiła nie tylko niedoszłe królewny, ale
również dzielnych i mężnych zdobywców kobiecych serc, kino przedstawiało nam
najróżniejsze modyfikacje opowieści o tych co zabierają bogatym i oddają
biednym. Od Robinów Hoodów, poprzez Zorra, Janosiki, na samych Bondach
skończywszy. Ileż było tych interpretacji tematów! Od wyboru do koloru. Tak
między nami moją ulubioną wersją „Robin Hooda” jest wersja Mela Brooks’a. Zaś
totalną porażką według mnie jest wersja Ridley’a Scott’a. To była po prostu
żenada. Ale to rzecz gustu, a o gustach się nie dyskutuje.
O ile motyw Kopciuszka w światowej kinematografii został już
w zasadzie wyczerpany, choć jestem przekonana, że będzie jeszcze
niejednokrotnie wykorzystany, tak motyw Królewny Śnieżki, choć podobny, ale
pozostał raczej pominięty. Dlaczego tak się stało? Bo to ciężki motyw. Trudno
jest zmierzyć się z Disneyem, który od dziesiątek lat jest niedościgniony w
przedstawieniu tej akurat bajki. Po wczorajszym seansie, który miałam
nieprzyjemność obejrzeć, jestem przekonana, że tak pozostanie jeszcze bardzo,
bardzo długo.
Z całej opowieści o Królewnie Śnieżce pozostały niewielkie
strzępy. W dosłownym tego słowa znaczeniu. Piękna królewna, ta najpiękniejsza,
o której zwierciadełko nawet mówiło, okazała się, no może kaszalot, to zbyt
wielkie słowo, ale dziewczęciem zbytnio urodą nie grzeszącym. Ładne miała tylko
oczy. Reszta… nos jak pyra. Duża pyra. I wciąż wystawiane dwa wielkie niczym
łopaty przednie siekacze niczym bober nie dodawały jej seksapilu. Ale… jak
wcześniej mówiłam, o gustach się nie dyskutuje. Może taki typ urody akurat
komuś się podoba.
Przejdźmy dalej. Od dawien dawna wiadomo, że całym sensem
tej bajki jest zwycięstwo dobra nad złem i romans, zakończony hucznym
weseliskiem królewny i księcia. I ja tam byłem, miód i wino piłem… Tyle bajka.
We filmie królewna ma wybór. Przystojnego, lekko przygłupiego, z bujną przeszłością
alkoholika oraz księcia, który pietra się na widok własnego cienia. Oczywiście
jej uczucia skłaniają się ku temu zdegenerowanemu. No jakżeby inaczej.
Krasnoludki okazują się karłami, które lofrują po lesie,
chleją na umór i wchodzą w ciemne konszachty z degeneratami, czyli
alkoholikiem, o którym wspomniałam wcześniej. Za nie oddaną kasę chciały go
skrócić o głowę ze Śnieżką włącznie. Tak hurtem. Co się będą rozdrabniać.
Zła królowa ma brata (!!!). Czytałam różne wersje tej
bajki i jakoś w żadnej brat nie utkwił mi w pamięci. Ale kij z tym. Niech sobie
będzie. Ten brat oczywiście jest zły tak samo jak i zła królowa i jest jej
sługusem. Ściga Śnieżkę po czarnym lesie do upadłego, aż w końcu ją znajduje,
tyle, że już poza nim. Oczywiście punkt dla dobra, bo alkoholik go ukatrupia.
Tym razem udaje im się zwiać, ale nie na długo.
Sam motyw wędrówki do zamku ojca księcia jest ździebko
naciągnięty. No dobra. Bardzo naciągnięty. Zarówno królewicz jak i inna
hałastra przemierzają ten kawałek drogi kilkakrotnie w te i we w te. W tym
samym czasie Śnieżka z alkoholikiem idą, idą, idą i dojść nie mogą. Szli z
Poznania do Gdańska przez Zakopane? Czy może przechodzili koło czarnej dziury i
czas zaczął im zwalniać?
Idą, idą i idą i nagle z pięknego lasu pełnego elfów
weszli do lasu wiecznej zmarzliny. Królewnie zachciało się chyba siku, bo
wczesnym rankiem zamiast rozpalić ogień w obozowisku, co by nie zamarzli, to
odchodzi się przejść. I w tym momencie pojawia się zła królowa zamieniona w
księcia. WTF??? To już nie stara starowinka z koszem jabłek? Ano nie. Śnieżka
jest wyzwolona, więc pewnie starą starowinkę kopnęłaby w zadek. Księciem nie
pogardziła. Książę daje jej jabłko, które po ugryzieniu zamienia się we
włochate coś, a królewna dostaje konwulsji. O konwulsjach nie czytałam… za to
we filmie są świetnie ujęte… jak ktoś lubi takie widoczki.
Alkoholik i książę się budzą, zaczynają szukać królewny.
Przeganiają złą królową. Królewicz klęka i całuje śpiącą już królewnę na odlew.
I co? I nic. Śnieżka tnie komara dalej.
Wloką zatem truchło królewny na zamek księcia. Umyli ją,
wypachnili, ubrali suknię ślubną i
położyli na skórach jelonka, którego kilka scen wcześniej Śnieżka głaskała z
namaszczeniem. Kij z logiką. Nikt nie zauważy.
Alkoholik ma przydługi monolog nad ciałem królewny. Bąka
coś nieskładnie o swojej zmarłej żonie. Jaka królewna chciałaby słuchać o
byłych swojego kandydata na kandydata? Ale dobrze. Usiłują wytłumaczyć dlaczego
pijak pije. Wolę wytłumaczenie z „Małego Księcia”.
- Dlaczego pijesz?
- Bo się wstydzę.
- Czego się wstydzisz?
- Tego, że piję.
Tu jest więcej logiki. Ale przejdźmy do meritum. Alkoholik
wyznaje miłość królewnie i daje jej takiego całusa, że aż skóra jelonka, na
której leży królewna się spociła. I idzie w długą. Pewnie się napić.
Królewna wstaje, idzie na podwórze, gdzie jak na zawołanie
wszyscy na nią czekają i nawołuje do wojny. W jedną noc skrzyknęła wojsko,
nauczyła się jeździć konno, dopasowano jej zbroję i nauczono władać mieczem.
Przez dziesięć lat była zamknięta w wieży, w celi metr na metr. Nagle ma
wydolność i siłę Pudzianowskiego, o umiejętnościach nie wspomnę. Kij z logiką.
Jej wojsko zdobywa zamek złej królowej, Śnieżka wbija jej
nóż w serce po nasadę i jest koronacja. Królewna ma na sobie strój królewny
Śnieżki z bajki Disneya, a w ręku zamiast berła i jabłka trzyma konar. Wszyscy
się cieszą, ona czeka na alkoholika, który wchodzi do sali już po wszystkim.
The End.
A ja myślałam, że wszystkie granice kiczu zostały już
przekroczone. Myliłam się. Przy tym badziewiu moje powieści wydają się szczytem głębi i
rozważań egzystencjalnych. A zapewniam, że pisząc je nie to chciałam wyrazić.
Sprzedaż filmu z uwagi na jego wartość jest kiepska, więc
marketingowcy wymyślili nawet romans głównej bohaterki z reżyserem. Ba! Nawet
wytłumaczono dlaczego nie będzie kontynuacji tak wybitnego dzieła! Ponieważ
żona reżysera nie wyraża zgody na jakąkolwiek współpracę z tą zdzirą królewną!
Jakaż niepowetowana strata!
Po takim seansie odechciewa się chodzenia do kina. Po
obejrzeniu 20 minut filmu miałam ochotę iść do kasy poprosić o zwrot pieniędzy.
Zdecydowanie odradzam! Ten film nie jest wart nośników na
jakich jest zapisany.
Moim skromnym zdaniem gorsza byla Troja ale to jest najprawdopodobniej podyktowane moja niechecia do Pana B.Pitta, ktorego to dobre role moge policzyc na palcach jednej reki.
OdpowiedzUsuńNatomiast Klepsi od dluzszego czasu kino amerykanskie serwuje nam filmy oparte na europejskich basniach oraz mitach lub jak kto woli oparte na nazwach wyjetych z owych. A szkoda...
Mnie Pitt ani ziębi, ani parzy. Drażni mnie jedynie kwestia przeinaczania historii, bajek, mitów, książek, czy nawet filmów, na podstawie których kręci się remake. I tu masz rację "Troja" to był film jedynie z lekka nawiązujący do mitologii. Tak w zasadzie to zachowano jedynie imiona bohaterów, bo całą resztę wymyślili sami.
UsuńDokladnie chodzi mi o to samo.Nie ma nic przeciwko ekranizowaniu takich powiesci bo tak naprawde same sie o to prosza. Jezeli juz musi byc jakis romans coby bylo ciekawiej niech bedzie ale czy naprawde trzeba poprawiac cos co poprawy nie wymaga ???
UsuńZ ekranizacji Sniezki podobala mi sie niemiecka wersja utrzymana w konwencji komedii dla doroslych. Niestety kino amerykanskie od dluzszego czssu rywalizuje o tytul ja najgorszej ekranizacji.
Ponownie szkoda bo maja pieniadze i maja mozliwosci mogliby zrobic cos ciekawego.
Coz pozostanie mi obejrzec pierwsza Dune i nacieszyc sie jej kliamtem.
Pozdrawiam
Jest jeszcze druga ekranizacja Śnieżki - z Julią Roberts... jeszcze gorszy film.
OdpowiedzUsuńNyara